DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst
DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst

Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.

Fenomen zbiórek internetowych. Potrafimy pomagać?

Zbiórki internetowe robią się coraz bardziej popularne. Głównie ze względu na zasięgi. Internet i jego szerokie możliwości pozwalają dotrzeć do większego grona potencjalnych odbiorców. A hojność Polaków zaskakuje!

Pomagali, zanim jeszcze się urodziła

Michalinka przyszła na świat w grudniu 2016 roku. Jeszcze przed jej narodzinami rodzice dowiedzieli się, że ich córka ma poważną wadę serca i zaraz po porodzie trafi na stół operacyjny. Było to jedyne rozwiązanie, by uratować jej życie. Rodzice nie wahali się ani chwili, ale okazało się, że koszty leczenia w Niemczech (bo to tam miała odbyć się operacja i leczenie Michalinki) przekroczą 100 tysięcy euro. Młodzi rodzice poprosili o pomoc internautów.

Pierwszy etap leczenia okazał się bardziej skomplikowany, niż się spodziewano. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy życia dziewczynka przeszła trzy operacje. Kiedy stan Michalinki gwałtownie się pogorszył i pilnie po raz kolejny trafiła na stół operacyjny, mobilizacja darczyńców okazała się nie do opisania. W ciągu 20 godzin zebrano 260 tysięcy złotych! – Gdyby ktoś kiedyś nam powiedział, że da się zebrać taką kwotę w niecałe 20 godzin, to uśmiechnęlibyśmy się tylko i powiedzielibyśmy, że każdy może mieć marzenia – mówili wtedy rodzice Michalinki.

Mamy luty 2019 roku, a mała Misia ma się świetnie. Lekarze są zadowoleni z funkcjonowania jej organizmu. Tego wszystkiego nie byłoby, gdyby nie ludzka pomoc. – Odzew ludzi, pomoc i dobre słowa, którymi nas wtedy obdarzyli, to było coś niesamowitego. Nie spodziewaliśmy się takiej fali dobroci. Udało się też bardzo szybko zebrać potrzebną kwotę – wspominają teraz rodzice.

Na stronie zbiórki dla Michalinki widnieje kwota ponad 730 tysięcy złotych zebranych środków na ratowanie życia i zdrowia dziewczynki.

Straciła męża, potem usłyszała wyrok

Gdyby ktoś przeszedł na ulicy obok Kasi Tomaszewskiej, nie pomyślałby, że jej życie to pasmo nieszczęść i przykrych chwil. Najpierw straciła męża. Trzy lata temu zginął w wypadku na motocyklu. Zawalił jej się świat. Wychowywali razem czterech synów, a teraz została im tylko ona. Kilka miesięcy później zmarła jej matka. Potem kolejny cios – u jej siostry zdiagnozowano nowotwór.

Największy szok przeżyła, gdy dowiedziała się, że nowotwór zaatakował również ją. Diagnoza? Obustronny rak jajnika. Praktycznie nieuleczalny. Serie chemioterapii odbierały jej siły do funkcjonowania, a przecież ma dla kogo żyć, ma w końcu czterech synów.

Postanowiła walczyć i zebrać pieniądze na lek, który jest nierefundowany, a który wydłuży jej życie o rok. Efekt? Ponad 236 tysięcy złotych zebrane w dziesięć dni. – Odkąd sięgam pamięcią, nigdy nie brakowało mi słów. Wiedziałam, jak się wysłowić, co w danej chwili powiedzieć. Są jednak takie sytuacje w moim życiu, takie momenty, kiedy emocje są zbyt wielkie i nie potrafię opisać ich słowami – napisała na swoim fanpage’u, gdy dowiedziała się, że większość obcych dla niej ludzi podarowała jej następny rok życia ze swoimi dziećmi.

Kasia Tomaszewska przeszła już badania i zakwalifikowała się do otrzymania leku. Rozpoczęła kurację. Jest pod stałą opieką lekarzy i co trzy miesiące przechodzi badania kontrolne. Pełna energii ma plany na przyszłość. – Muszę jeszcze znaleźć odpowiednie synowe. Jak chłopcy będą mieć odpowiednie kobiety u swojego boku, wtedy mogę odejść do św. Piotra – powiedziała w rozmowie z portalem wlkp24.info.

Wakacje, które zamieniły się w koszmar

Patryk pojechał na wakacje do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To miał być fantastyczny wyjazd z bliskimi, a okazał się tragiczny. Organizm Patryka zaatakowała bakteria, przez którą chłopak zachorował na sepsę meningokokową. Stan zdrowia 18-latka był krytyczny, lekarze walczyli o jego życie.

Problemem był też fakt, że wszystko wydarzyło się kilka tysięcy kilometrów od domu. Leczenie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich pokryło ubezpieczenie, ale do końca nie było wiadomo, kiedy chłopak będzie mógł wrócić do Polski. Po długiej walce, w końcu otrzymaliśmy wiadomość, że jego stan zdrowia pozwala na transport do kraju.

Wciąż nad Patrykiem wisi widmo amputacji części palców u dłoni i części nóg, w które wdała się martwica spowodowana sepsą. Powrót do Polski rozwiązał problem odległości i bariery językowej, ale dalsze leczenie i rehabilitacja będą kosztowne, dlatego rodzina Patryka zdecydowała się poprosić o pomoc. Zbiórka rozpoczęła się pod koniec stycznia i na tę chwilę zebrano już blisko 325 tysięcy złotych. – Pragniemy bardzo podziękować za wsparcie zarówno finansowe, jak i to duchowe. Prosimy o dalsze kierowanie myśli w stronę Patryka i o modlitwę – powiedzieli portalowi wlkp24.info bliscy Patryka.

Miał być tysiąc. Jest 16… milionów

Tragiczna śmierć Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska podczas 27. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wstrząsnęła całym krajem. Kolejną, szokującą informacją była rezygnacja Jerzego Owsiaka z funkcji prezesa Fundacji WOŚP. Polacy postanowili działać. Puszka, do której zbierał tragicznie zmarły prezydent, zamieniła się w internetową zbiórkę. Pomysłodawczyni planowała zebrać jedynie tysiąc złotych, by symbolicznie „dorzucić się” do puszki Adamowicza.

To, co stało się kilkadziesiąt godzin później, wprowadziło wszystkich w stan osłupienia. Ludzie masowo wpłacali pieniądze na konto zbiórki, by ostatecznie dobić do… 16 milionów złotych. – To jest coś niewiarygodnego! Nie wierzę! – pisała jedna z internautek. – Ludzie, jesteście wielcy! W nas jest siła! – dodała kolejna. – Patrzę i oczom nie wierzę. Nie przestaję się uśmiechać! – brzmiał kolejny z komentarzy.

Jerzy Owsiak widząc jak wielką moc ma Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i z jaką falą dobroci spotkał się po tych tragicznych wydarzeniach, przemyślał swoją decyzję i postanowił wrócić za stery fundacji. – Polacy potrafią się jednoczyć, gdy wydarzają się tragiczne rzeczy. Ta zbiórka do puszki prezydenta Adamowicza, była swego rodzaju sprzeciwem wobec zabójstwa, które się wydarzyło i wobec wszechobecnego hejtu. Atmosfera tragicznych wydarzeń, popchnęła ludzi do pokazania, że nie zgadzają się z tym, co działo się w tamtym czasie – tłumaczy Justyna Celmer, psycholog.

Potrafimy pomagać?

Nie da się ukryć, że internetowe zbiórki są prawdziwym fenomenem. – My lubimy pomagać i chcemy to robić. Wpłacamy na zbiórkę czy wrzucamy do puszki wiedząc, że takich jak my jest więcej. Gdyby ktoś poprosił nas o np. 30 tysięcy złotych, byłby problem, żeby pomóc. Natomiast wpłacenie 2, 5, czy nawet 20 złotych da nam poczucie, że pomogliśmy, mamy czyste sumienie, ale nasz budżet nie zbiednieje bardzo mocno. Wiemy, że oprócz nas do zbiórki dołączy się kilka lub kilkanaście tysięcy osób i uda się zebrać pieniądze – dodaje Justyna Celmer, psycholog.

Wbrew pozorom łatwiej pomaga się obcym ludziom. – Mamy gdzieś świadomość, że nawet jeśli nie uda się zebrać planowanej kwoty, no to nie są to ludzie nam bardzo bliscy. Przecież pomogliśmy, a to, że się nie udało, jest już osobną sprawą – komentuje.

Pomagać zawsze warto, a jeśli jeszcze przy tym mamy bić rekordy? Czemu nie?

Napisz do autora

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz