Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
Kolejki karetek przed szpitalami w Warszawie czy Wrocławiu, ratownicy przepuszczający pacjentów w najcięższym stanie jako pierwszych i nerwy spowodowane tym, że mogliby lepiej wykonywać swoją pracę. To codzienność w Polsce czasów pandemii. Problemy nie ją jednak domeną wyłącznie największych miast. W tych wielkości Ostrowa Wielkopolskiego też nie jest łatwo, bo system ratownictwa medycznego jest jeden. W całym kraju. I przez to kuleje wszędzie tak samo.
– Te problemy u nas są nawet większe niż w dużych miasta. Z jednej prostej przyczyny. Mamy jeden szpital na terenie Ostrowa i nie mamy wyboru pomiędzy kilkoma. Dla nas każda sytuacja, w której brakuje miejsca dla pacjenta w szpitalu, wiąże się z wyjazdem co najmniej 15-20 km do kolejnego szpitala. W momencie, kiedy otrzymamy odmowę, jedziemy do kolejnego. Czasami to są wycieczki kilkusetkilometrowe – mówi Wojciech Kornaszewski, ratownik medyczny z Ostrowa Wielkopolskiego.
Co jest problemem? Trudno wskazać jedną rzecz, bo nie działa wiele, a każda z nich składa się na całość pracy ratowników medycznych i szpitali, co za tym idzie na walkę o życie i zdrowie pacjentów. A wśród nich może znaleźć się każdy z nas. – Na każdym etapie są problemy nierozwiązywane przez wiele lat. One nie pojawiły się w związku z wystąpieniem COVID-19. On je obnażył i pokazał wszystkie słabe strony opieki zdrowotnej w Polsce. Od organizacji, przesyłania danych pomiędzy szpitalami, gdzie często funkcjonuje wyłącznie dokumentacja papierowa, choć żyjemy w dobie internetu – wylicza.
I tak wyliczać – jak mówi – można by wiele godzin, bo tyle rzeczy źle działa. Kolejną z nich jest koordynacja związana z tzw. łóżkami covidowymi. Ratownicy wiozą pacjenta do szpitala, a tam pod drzwiami dowiadują się, że nie ma dla niego miejsca. Czasami zawodzi porozumiewanie się odpowiednich przedstawicieli z zakresu służby zdrowia, innym razem odstajemy od sąsiednich krajów technologicznie, a to mogłoby ułatwić zarządzanie transportami pacjentów w trudnych czasach pandemii koronawirusa. I nie czekanie na papierowe wersje dokumentów, a elektroniczny przesył w czasie trwania transportu chorego. Aby było po prostu szybciej. – Brakuje zdroworozsądkowych rozwiązań i wykorzystania wszystkich możliwości, które daje nowoczesna technologia. Aby pacjent, którego wieziemy do konkretnego szpitala, miał tam miejsce, które będzie na niego czekać – dodaje.
Ratownik podkreśla, że ma obawę, iż ludzie, którzy oczekują pomocy, mogą jej nie otrzymać. Jego zdaniem kluczowy jest czas, a tego potrafi brakować. – Jeżeli otrzymujemy wezwanie do pacjenta z udarem i mamy tzw. okno udarowe, w którym pacjent w ciągu kilku godzin powinien otrzymać leki, a my będziemy jeździć z nim między kilkoma szpitalami, to tego czasu zabraknie. Jestem daleki od myślenia o konsekwencjach prawnych tego typu sytuacji, a bardziej przerażony tym, że może zostać odebrana mu szansa na uratowanie. Takich osób może być w jednym momencie kilka – podkreśla.
Opisuje też sytuację, o której dowiedział się od kolegów ratowników z innego regionu. Ci opowiadali, że karetka do wypadku przyjechała po 40 minutach, bo czekała w kolejce na przekazanie pacjenta szpitalowi. – Takie sytuacje można by mnożyć, a proszę też pamiętać, że jeśli zespół przekaże już pacjenta covidowego, to rozpoczyna się procedura chociażby dezynfekcji karetki. To nie jest tak, że z jednego wyjazdu można tą samą karetką jechać od razu do kolejnego zgłoszenia – zaznacza.
Zespołów ratownictwa medycznego na terenie kraju jest 1600 wliczając w to śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Są to dane dotyczące całego kraju. Ratownicy nie ukrywają, że zdarzają się w Polsce momenty, kiedy dyspozytorzy nie mają kogo wysłać do chorego, bo brakuje ratowników i karetek. I nie chodzi tu o sytuacje związane z koronawirusem, a o ogół, bo przecież życie toczy się dalej, a ludzie chorują nie tylko na COVID-19.
Tomasz Stube z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego zapewnia, że rządzący reagują na bieżąco. Jako ostatnią zmianę wskazuje polecenie zapewnienia przez szpitale powiatowe łóżek obserwacyjnych i zakaźnych bądź łóżek przeznaczonych dla pacjentów potrzebujących intensywnej opieki medycznej. – Oddziały obserwacyjne są w każdym powiecie, ale zakaźne w niektórych z nich. Mamy informacje, że w Wielkopolsce do walki z koronawirusem w różnym zakresie włączono 49 szpitali – podkreśla rzecznik wojewody wielkopolskiego Łukasza Mikołajczyka.
Wojewoda zadeklarował zwiększenie liczby tzw. łóżek covidowych z uwagi na zwiększającą się liczbę nowych zakażeń koronawirusem, ale porównując to z opiniami ratowników medycznych to ciągle „gonienie króliczka”, skoro ci codziennie spotykają się z sytuacjami, że brakuje miejsca w szpitalach. – Dzisiaj mamy w Wielkopolsce 1239 łóżek dla pacjentów z COVID-19. Wolnych jest 369. W przypadku łóżek respiratorowych ze 147 wolne są 92 – wylicza Tomasz Stube.
Zmianie ma ulec także organizacja, a dokładniej koordynacja działań związanych z przyjmowaniem do szpitali osób z COVID-19. Wojewoda Mikołajczyk powołał pełnomocnika ds. transportu chorych wymagających hospitalizacji. To Luiza Maria Korol ze szpitala wielospecjalistycznego przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu. To do niej ma należeć teraz zorganizowanie i zadbanie o płynny przepływ pacjentów między szpitalami.
– Została ona koordynatorem, który wraz z zespołem ma zabezpieczać tego typu działania, aby nie było takiej sytuacji, która stanowiłaby zagrożenie dla pacjenta transportowanego między szpitalami. Już w tej chwili odbywa się to bardzo płynnie – zaznacza Tomasz Stube.
wtorek, 20 października, 2020
Pan ratownik medyczny mądrzejszy od całej ekipy „mądrali” z rządu, którzy umieją tylko siać propagandę sukcesu, ale z konkretnymi i przemyślanymi działaniami u nich bardzo kiepsko.
wtorek, 20 października, 2020
nie bylo covida i karetek nie bylo a teraz co? marsjanie nam pożyczą? rety tety w **uja my ale nie nas
środa, 21 października, 2020
Redakcjo, od lat już termin „służba zdrowia” nie obowiązuje. mówimy o ochronie zdrowia. Nikt nie stoi i nie służy.
środa, 21 października, 2020
Uważam, że żaden kraj nie spodziewał się i nie był przygotowany na taką sytuację. Broń biologiczna jest najgorszą z możliwych. Nie możemy porównywać Ostrowa do Warszawy, my mamy 70 tys mieszkańców a Warszawa 2 mln. To naturalne, że muszą mieć kilka szpitali a my mamy jeden. Moim zdaniem, przyszedł czas żeby zaangażować wojsko i zacząć budować szpitale polowe, kontenerowe – jak zwał tak zwał. Wszystkich, którzy pracują/pracowali w ochronie zdrowia wezwać do pracy. Po pierwsze, żeby osoby zakażone znajdowały się w innym miejscu niż ogólnodostępny szpital z różnymi oddziałami gdzie leczone są osoby z innymi schorzeniami, pod drugie z uwagi na to, że pracownicy ochrony zdrowia są zmęczeni, wyczerpani trzeba wezwać do pomocy osoby, które mają taki zawód a nie pracują. Wojsko zaś jak było wezwane do budowy mostu pod rurociąg przy awarii oczyszczalni ścieków tak niech buduje szpitale polowe. I na koniec, Panowie Profesorowie występujący w tv, i debatujący i krytykujący nasze przygotowanie, możliwości, czy umiemy, czy potrafimy – wyjdźcie z tych foteli i nauczcie jak jesteście tacy mądrzy.
środa, 21 października, 2020
Problem jeszcze polega na tym że na oddział covidowy trafia pacjent z potwierdzonym wynikiem covid bez tego go nie przyjmą więc pacjenci z gorączka dusznością kaszlem leżą pi kilka godzin na sorze blokując miejsca tam się dwoją i troją żeby coś znaleźć dla kolejnych i tu jest cały problem brak płynnego przepływu przekazywania tych pacjentów dalej z tym trzeba coś zrobić
środa, 21 października, 2020
Do Max: Pan chyba kompletnie nie zrozumiał mojego komentarza. Opisałam w nim co powinno być zrobione, a to że już dawno to oczywiste, a mój wpis krytykuje poniekąd przez to PIS – w końcu główną władzę rządzącą bo opozycja to nie ma nic do gadania.. Zgadzam się z Panem całkowicie, że mieli inne problemy – wybory (sławetne idźcie na wybory mamy się co raz lepiej wirusa pokonujemy) i inne, manipulują nami i mówią sami nie wierząc chyba temu co mówią i tak jak Pan pisze, minęło od wiosny kilka miesięcy a rząd nie zrobił nic. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego Pan nie pojął mojego komentarza.
czwartek, 22 października, 2020
Odłóżmy politykę na bok, bo wszyscy wiemy jaka jest. Tak naprawdę liczy się tylko zdrowie. Wiele osób ignoruje tę chorobę, nie wierzy w jej istnienie lub bagatelizuje. W skali ogólnoświatowej może faktycznie nie jest jest liczba zatrważająca ale to nie jest zwykła grypa, gdzie posiedzimy w domu 3 dni, wykurujemy się czosnkiem, cebulą, wit. C i gorącą herbatą z sokiem malinowym. To choroba, którą bardzo ciężko się znosi, fakt podłączenia do respiratora jest równoznaczny z brakiem możliwości samodzielnego oddychania, skutki i powikłania są poważne, a osoby starsze tej choroby nie przeżywają. To nie są żarty. Dlatego apeluję do tych osób, które lekceważą sobie, nie noszą maseczek, twierdzą, że to wymyślona pandemia – jeśli sami nie wierzycie i nie chronicie się to Wasza sprawa, ale szanujcie innych, którzy się boją zarazić.