DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst
DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst

Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.

Polowanie na zaskoczenie. "Pokot" już w kinach [recenzja]

Długo zastanawiałem się jak o tym filmie opowiedzieć, żeby nie zdradzać zbyt wiele. Przyznam się też, że nie czytałem pierwowzoru Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Główną bohaterkę dziś nazwalibyśmy „kosmitką”. Janina Duszejko to lekkoduch, który wstaje razem z kurami, by na malowniczej łące przy swoim starym wiejskim domu pobawić się z dwoma suczkami. Gdy jej pupile giną w niewyjaśnionych okolicznościach coś w niej pęka. Jak się później okazuje Duszejko to lekkoduch, ale twardo stąpający po ziemi. Kobiet rozpoczyna prywatne śledztwo, którego koniec będzie dla widza zaskakujący.

Agnieszka Holland zrobiła ze mną dokładnie to, co zrobił w filmie „Podejrzani” Bryan Singer. „Pokot” to zgrabna zabawa reżysera z widzem w kotka i myszkę, a role są tutaj z góry przydzielone. Oczywiście pojawią się na pewno głosy, które od razu stwierdzą, że morderca był im znany od samego początku. Oczywiście: też się tego domyślałem, ale Agnieszka Holland i Olga Tokarczuk uknuły intrygę, której nie powstydziłby się twórca „Belfra” czy „Pustkowia” – dwóch seriali kryminalnych, które pojawiły się w miniseriach na kanałach Canal+ i HBO. Twórcy filmu doprowadzają nas do momentu granicznego – w którym stwierdzamy, że „Pokot” to jedynie mierna polska produkcja. W pewnym momencie wyciągnąłem nawet smartfona podczas seansu i sprawdziłem w aplikacji Filmwebu, czy aby na pewno Agnieszka Holland jest reżyserką „Janosika” (2009). Chciałem też zobaczyć notę, jaką wystawiłem temu średniemu moim zdaniem obrazowi, by podobną (i to jeszcze w trakcie seansu) wystawić „Pokotowi”. Musiałbym po wyjściu z kina znów majstrować w aplikacji i zmieniać ocenę, na wyższą śmiejąc się do siebie, że znów dałem się nabrać na zgrabny reżyserski zabieg.

Świat stworzony przez Holland wciąga tak bardzo, że dwugodzinny film trwa niczym odcinek serialu. Na uwagę zasługują tutaj zdjęcia autorstwa Jolanty Dylewskiej (autorki zdjęć do "W ciemności"), szczególnie te lotnicze, które wprowadzają nas w małomiasteczkowy klimat panujący w Sudetach. Ze szczególną pieczołowitością zadbano o elementy świata ożywionego i każdy, kto choć odrobinę zna się na filmowaniu doceni pracę kamery oraz dbałość o detale. Interesująca jest konwencja bardzo bliskich kadrów podczas kluczowych dialogów. Mniej sensowne moim zdaniem są niektóre reminiscencje, choć i one w pewnym sensie dodają tej historii smaku.

Cała ta ideologiczna zadyma powstała wokół filmu Agnieszki Holland, wzniecona przez prawicowych publicystów jest moim zdaniem burzą w szklance wody. Faktycznie można fragmentami odnieść wrażenie, że przez twórców filmu przemawia ekoterroryzm podsycany ostatnio licznymi doniesieniami na portalach społecznościowych dotyczących działalności myśliwych. Faktycznie jest w filmie Agnieszki Holland coś podobnego do tego internetowego wskazywania palcem na tego, kto zabija zwierzęta i tym „bestialstwem” się jeszcze chwali na zdjęciach z pokotu. Można na siłę powiedzieć, że to antychrześcijański film, bo przecież etyka chrześcijańska nie zakazuje zabijania zwierząt, ani też jedzenia ich. Ale skoro żaby z Doliny Rospudy potrafiły zablokować budowę obwodnicy Augustowa, to chyba jest to wystarczający dowód na to, że w XXI wieku zwierzęta zaczynają mieć głos.

fot. Robert Pałka, fotosy oficjalne filmu "Pokot"

Napisz do autora

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz