DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst
DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst

"Jesteśmy dumni, ale to niesprawiedliwy wynik dla nas" [WIDEO]

Szczypiorniści Arged Rebud KPR Ostrovia byli bardzo blisko sprawienia największej sensacji ostatnich lat w Superlidze, prowadząc przez większą część meczu w Płocku. Nafciarze wyszli na pierwsze prowadzenie 45 sekund przed końcową syreną. Biało-czerwonym zabrakło już czasu, żeby doprowadzić chociażby do remisu i rzutów karnych. Mimo przegranej 20:21, drużynie prowadzonej przez Kima Rasmussena należą się wielkie brawa za ćwierćfinałową rywalizację.

Kim Rasmussen (fot. Rafał Jakubowicz)

W ostatnich czterech latach, poza Industrią Kielce, żadnej innej polskiej ekipie nie udało się pokonać Orlen Wisły Płock. Tym bardziej we własnej hali, gdzie Nafciarze są groźni dla każdego, nawet w Lidze Mistrzów. Dlatego tak długo przecieraliśmy oczy ze zdumienia, kiedy Ostrovia najpierw prowadziła 4:0, a następnie przez niemal całą pierwszą połowę utrzymywała 4 bramkową przewagę. Przed drugą większość kibiców miała w głowie jeden scenariusz – Wisła włącza piąty bieg i wszystko wraca do normalności. Nic z tych rzeczy.

Płockie media nie szczędziły swojej drużyny po niedzielnym spotkaniu. Kompromitacja. Blisko sensacji. Dramat. Już nie wspominając o komentarzach fanów Nafciarzy. Ci na pierwsze prowadzenie wyszli w ostatniej minucie spotkania. Na nieszczęście Ostrovii, nie oddali go już do końca. Wisła wygrała 21:20. – Jeśli chcesz mieć szansę na chociażby punkt tutaj, potrzebujesz właściwych decyzji w kluczowych momentach. Oczywiście wrócimy do domu rozczarowani tym wynikiem, ponieważ czujemy, że zasłużyliśmy chociażby na remis w tym spotkaniu. Moi gracze dali dzisiaj wszystko co mieli. Oczywiście, jestem bardzo dumny. Kiedy przyjechaliśmy tutaj chcieliśmy zagrać dobry mecz, pokazać dobry handball. Chcieliśmy pokazać lepszą obronę, niż w ostatnim meczu i jeszcze lepszy atak. Przyjechaliśmy z nadzieją na bitwę i to udało się zrealizować – powiedział po meczu w Płocku trener Kim Rasmussen.

Wiemy z kim przyszło nam się mierzyć – mówił kapitan Ostrovii: Mateusz Wojciechowski. Orlen Wisła Płock to etatowy uczestnik Ligi Mistrzów, zeszłoroczny ćwierćfinalista, klub dysponujący pięciokrotnie, może nawet sześciokrotnie wyższym budżetem niż reszta Orlen Superligi. Ale przecież za to kochamy sport, za nieprzewidywalność. Starcie Wisły z Arged Rebud KPR Ostrovią można porównać do rywalizacja średniaka piłkarskiej ekstraklasy z… Borussią Dortmund czy może nawet Manchesterem United. Aż trudno sobie wyobrazić, co działoby się gdyby taka Stal Mielec ograła na wyjeździe Czerwone Diabły. Dlatego szkoda, że Ostrovii koniec końców nie udało się pokonać rywala.

W takich spotkaniach na koniec potrzebna jest odrobina szczęścia. Może jeden gwizdek sędziów w twoją stronę. Może wtedy los by się do nas uśmiechnął. Nie uważam jednak, żeby to było sprawiedliwe dla mojego zespołu. Ale taki jest sport, taka jest piłka ręczna. Na koniec dnia wracamy do domu dumni, ale też rozczarowani, bo mieliśmy naprawdę okazję doprowadzić chociażby do remisu – zakończył trener biało-czerwonych.

Arged Rebud KPR Ostrovia gra dopiero drugi sezon w Orlen Superlidze. Drużyna w większości złożona z wychowanków była bardzo blisko sprawienia sensacji. Może będzie jeszcze okazja. Teraz jednak trzeba zejść na ziemię, bo jak mówi kapitan Ostrovii: Mateusz Wojciechowski – jest jeszcze robota do wykonania i gra o miejsca 5-8.

Napisz do autora

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz