DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst
DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst

Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.

Przydomowe rzeźnie. Weterynaria nie zostawia suchej nitki na rozporządzeniu ministra

Resort rolnictwa i rozwoju wsi przedstawił projekt ustawy o wymaganiach weterynaryjnych, jakie powinny być spełnione przy produkcji produktów pochodzenia zwierzęcego w rzeźniach o małej zdolności produkcyjnej położonych na terenie gospodarstw.

Zgodnie z tym projektem rzeźnia rolnicza może znajdować się na terenie gospodarstwa rolnego i może tam odbywać się ubój na małą skalę. W praktyce oznacza to, że dziennie rzeźnia rolnicza może przerobić do 25 kur lub kaczek, jedną krowę albo do 10 świń. „Powiatowy Lekarz Weterynarii może zgodzić się na zwiększenie dziennego limitu rozbioru zwierząt, jednak w takiej sytuacji rzeźnie i tak obowiązują roczne limity uboju” – napisano w rozporządzeniu.

Szef resortu dopiął swego i wkrótce niemal każdy posiadacz krowy, świni, czy kur będzie mógł je zabić, rozebrać i podzielić w obrębie własnego gospodarstwa. – Jeszcze w tym roku wprowadzimy rozwiązania, na które rolnicy czekają od wielu lat – duże ułatwienia w prowadzeniu małych rolniczych ubojni dla zwierząt. To jest w wielu krajach europejskich i będzie i w Polsce – cieszył się szef resortu rolnictwa w kwietniu ubiegłego roku. Była to przedwczesna radość.

Decyzja Ardanowskiego nie wszystkim się podoba. Zastrzeżenia do rozporządzenia mają przede wszystkich służby weterynaryjne. Wszystko przez niejasne i dość nieprecyzyjne zapisy, które pełne są ogólników. Na przykład rozporządzenie nie precyzuje jak ma wyglądać ubojnia i w praktyce będzie mogła składać się tylko z jednego pomieszczenia. Weterynarze obawiają się przez to wielu kłopotliwych sytuacji. – Jeśli każdy rolnik hodujący świnię czy krowę będzie chciał zostać rzeźnikiem, to może zabraknąć nam rąk do pracy i nie będziemy, jako weterynarze w stanie skontrolować wszystkich ubojni – podkreśla Dariusz Hyhs, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Ostrowie Wielkopolskim.

Brak etatów to jeden z wielu punktów, jakie wytknął Ministrowi Rolnictwa główny lekarz weterynarii. Swoją opinią zdruzgotał rozporządzenie ministra. „Możliwość zakładająca, że rzeźnia będzie się znajdować w jednym pomieszczeniu, gdzie dokonuje się uboju i obróbki poubojowej (w tym oszałamiania, wykrwawiania, oparzania, oskórowania, odszczeciniania i oczyszczania przewodu pokarmowego) i jednocześnie przechowuje się tusze (zwłaszcza dużych zwierząt) oraz uboczne niejadalne części poubojowe pochodzenia zwierzęcego (racice, skóry, sierść), a następnie dokonuje części rozbiorowych, nie zapewnia minimalnych warunków higieny” – napisał w swej opinii dr Bogdan Konopka, Główny Lekarz Weterynarii. „W pomieszczeniu, gdzie przebywają tusze, produkty uboczne i podroby, nie powinny być jednocześnie prowadzone zabiegi mycia i dezynfekcji ścian, podłóg, sprzętu i pojemników używanych przy uboju. Takie działanie może spowodować nie tylko zanieczyszczenie kałowe, mikrobiologiczne, ale również inne zanieczyszczenia chemiczne z uwagi na stosowane środki” – pisze dr Bogdan Konopka.

Cytowane fragmenty to tylko część jednego z 21 punktów, które Główny Lekarz Weterynarii wyłuszczył ministrowi (pełny dokument można przeczytać tutaj). Wskazywał również na wiele innych niesprecyzowanych kwestii, które – jego zdaniem – mogą spowodować nienależytą kontrolę nad ubojniami. Czy grozi nam zatem katastrofa gastronomiczna? Rozporządzenie wejdzie w życie w połowie lutego.

Roczne limity w przydomowych ubojniach

drób – 9 125 szt.
zające – 9 125 szt.
ptaki bezgrzebieniowe (np. strusie) – 365 szt.
świnie (do 15 kg) – 3 650 szt.
świnie (powyżej 15 kg) – 2 190 szt.
owce i kozy (do 15 kg) – 3 650 szt.
owce i kozy (powyżej 15 kg) – 2 190 szt.
bydło i konie (do 3. miesiąca życia) – 720 szt.
bydło i konie (do 3. miesiąca życia) – 365 szt.
dzikie zwierzęta kopytne utrzymywane w warunkach fermowych (jelenie daniele) – 1 085 szt.

Napisz do autora

Komentarze (3)
  • F
    Felczer

    sobota, 1 lutego, 2020

    Ble..ble…ble.zawsze tak było i nikt ni e umarł. Felczerom nie chce się badać mięsa po uFelczerboju,np.w Czechach to istnieje od lat,

    Odpowiedz
  • Z
    Zdzisław

    niedziela, 2 lutego, 2020

    Nie tylko w Czechach, w Polsce do powstania dobrej zmiany tez można było dla własnych potrzeb prowadzić ubój.Czemu to niby wykształcone ciemniactwo bierze polskich rolników za idiotów i brudasów. Przecież polskie rolnictwo jest coraz częściej prowadzone przez młodych wykształconych rolników i dlaczego nie mogą za swoją pracę brać zasłużonego wynagrodzenia, może wreszcie cena kilograma mięsa nie będzie w nieskończoność podnoszona jak robią to wszelkiego rodzaju szuje, nazywające się pośrednikami. A weterynarze niech ruszą tyłki i popatrzą jak wyglądaja gospodarstwa mniejsze z bliska , a nie tylko kasuja za pieski czy kotki.

    Odpowiedz
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz