Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
Basen. Budowa. Modernizacja. Te słowa były ostatnio w Ostrowie Wielkopolskim odmieniane przez wszystkie przypadki. Zaczęło się jeszcze w sierpniu. Skończyło się w ostatnią środę. Wtedy, podczas obrad Rady Miejskiej rajcy zadecydowali, że „basen na Olimpijskiej” otrzyma drugie życie. Wcześniej jednak radzili. Kilka godzin. Ktoś powie, że od tego są komisje. Ale na komisjach nie ma kamer.
Piszę „basen na Olimpijskiej”, bo na taki właśnie przez spory kawałek swojego życia chodziłem. Chodziłem ja i wszyscy moi ówcześni znajomi. Chociaż przy ulicy Olimpijskiej basen może się znajdować jedynie na ogródku jednej z mieszczących się tam posesji. „Ten” basen, a właściwe to co z niego zostało, położony jest kilkaset metrów dalej przy ulicy Paderewskiego.
Dlaczego ostrowianie chodzili na Olimpijską, a nie na Paderewskiego? Nie mam pojęcia. Tak się przyjęło. Chociaż zakładam, że jakiś powód jest i pewnie zaraz dowiem się o nim czytając komentarze. Kilku innych rzeczy też się pewnie dowiem. Tak, czy inaczej, większość moich rówieśników oraz kilka wcześniejszych pokoleń ostrowian wspomina to miejsce z dużym sentymentem.
Wspomnienia, wspomnieniami, ale sam, jeszcze całkiem niedawno miałem mocno ugruntowane przekonanie, że inwestowanie w basen przy jednoczesnym rozwoju kompleksu na Piaskach większego sensu nie ma. Po pierwsze – wiadomo, że do takiej inwestycji każdego roku trzeba będzie dopłacać. Po drugie – pogoda w Polsce jest nieprzewidywalna. A tutaj od pogody zależy w zasadzie wszystko.
Z drugiej strony, woda w zalewie na Piaskach jest jaka jest. Szału nie ma. Oględnie rzecz biorąc. Wielkich perspektyw na poprawę tego stanu rzeczy też raczej nie ma. A jak się okazało, zapotrzebowanie na basen jest. Trzy koncepcje modernizacji przedstawione w sierpniu przez władze miasta wywołały wśród mieszkańców wiele dyskusji. Budowa małego, ciasnego, taniego, krytego basenu, z bliżej nie sprecyzowaną w czasie opcją rozbudowy o część odkrytą, wielkiego entuzjazmu nie wzbudziła.
Trzy projekty, których wykonanie kosztowało 17 tys. zł odłożono więc na bok. Powstał nowy. Tym razem postawiono na basen odkryty w opcji „na wypasie”. Wizualizacja szybko rozprzestrzeniła się w mediach społecznościowych, a odzew był dużo lepszy. O tym, czy te plany zostaną wcielone w życie mieli zadecydować radni podczas ostatniej Sesji Rady Miejskiej.
Wielu z nich miało jednak spore wątpliwości. I słusznie! To naturalne, że decyzja o wydaniu kilku milionów złotych wzbudzi większy lub mniejszy opór. Każdy z radnych ma święte prawo kwestionować taką czy inną przedstawioną przez władze propozycję. Każdy z radnych może mieć inną koncepcję. Inną wizję. Każdy z nich ma prawo podważać sens czy sposób wykonania danej inwestycji. Sam z pewnością miałbym wiele uwag. Nie chodzi przecież o bezmyślne podnoszenie ręki podczas głosowania.
Z tym, że nawet pobieżnie śledząc przez ostatni rok ostrowskie życie samorządowe można z góry założyć, że gdzieś po drodze zabraknie dobrej woli i odpowiedniej komunikacji. Z obydwu stron. Tak się przyjęło.
No bo przecież, czy problem nie może zostać przedyskutowany na odpowiednich komisjach? Pewnie może. Czy nie jest to odpowiednie miejsce na rozwianie wątpliwości, albo w tych wątpliwościach się utwierdzenie? Pewnie jest. Ale jest jedno „ale”. Na komisjach nie ma kamer. A podczas obrad jest ich całkiem sporo. I nie można nie odnieść wrażenia, że chociażby trwająca kilka godzin, burzliwa i wielowątkowa dyskusja, w której przeciętnemu „Kowalskiemu” trudno było się nie pogubić, skończyłaby się kilkukrotnie szybciej, gdyby kamer zabrakło.
Żeby szoł był kompletny, na sali sesyjnej mieliśmy panie dzierżące transparenty, a frekwencję podbijali gimnazjaliści, którzy w ramach zajęć „uczyli się demokracji”. Co teraz o tej demokracji sądzą trudno powiedzieć. W każdym razie mieli okazję na własne oczy zobaczyć, jak w praktyce wygląda popularne, zwłaszcza wśród tzw. celebrytów „parcie na szkło”.
Jakoś niedawno w telewizji pokazywali teleturniej z „gwiazdami” skaczącymi do wody. Rajcy, prezydenci, gimnazjaliści i wszyscy inni też niedługo będą mogli poskakać. Chociaż raczej nie na główkę, bo otwarty za półtora roku basen ma mieć półtora metra głębokości. A jak wiadomo, bawić trzeba się z głową.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz