Wielu z nas nie wyobraża sobie bez nich tłustego czwartku. Oblane lukrem, z nadzieniem różanym, śliwkowym, malinowym, budyniowym, a nawet pistacjowym. Coraz częściej dajemy się jednak złapać na marketing sieci sklepów i sięgamy po tańsze wersje pączków. W rozmowie z dietetykiem o tym, na co zwracać uwagę przy zakupie tych słodyczy i jak stworzyć ich nieco „chudszą” wersję.
Jeden pączek to średnio od 300 do 350 kalorii. Aby go spalić potrzebny jest około 40-minutowy spacer. Mimo tego, że to kaloryczna „bomba”, wielu z nas nie wyobraża sobie bez niego tłustego czwartku. Przed cukierniami ustawiają się kolejki, a te słodkie wypieki kupowane są do pracy, jak i do domu.
Niektórzy kuszą się także na marketowe wersje pączków, które zachęcają kolorowym lukrem, posypką, niecodziennymi smakami i ceną niższą, niż w lokalnych piekarniach. – Należałoby z pełną odpowiedzialnością przeanalizować skład tych produktów. Jeśli wejdzie nam to w nawyk, to taki pączek z marketów, mrożony przez kilka miesięcy nie miałby prawa pojawić się na naszym talerzu. Teoretycznie powinien on zawierać kilka składników: mąkę, cukier, drożdże, jajko, tłuszcz. Pączki marketowe potrafią mieć w składzie po 50 składników i więcej: m.in. barwniki, konserwanty, spulchniacze – mówi dietetyk Agnieszka Marciszak.
Wypiek „naładowany” takimi składnikami może uszkodzić nasz mikrobiom, a więc negatywnie wpłynąć na zdrowie. Jedzenie takiej żywności w dużych ilościach może powodować obciążenie wątroby, nadpobudliwość u dzieci. Prawdziwym hitem sieci różnych sklepów są wypieki z nadzieniem pistacjowym. Kupić je można nie tylko w lokalnych piekarniach, ale też w większych sieciach sklepów. – Gdyby nadzieniem były pistacje i cukier, to byłabym w stanie to wybaczyć i mogłabym nawet powiedzieć, że jest to pod jakimś kątem odżywcze, bo pistacje mają fajne wartości odżywcze. Jeśli jest to wyrób pistacjopodobny, to jest to na pewno nasycone cukrem lub – o zgrozo – syropem glukozowo-fruktozowym, który jest już posądzany o niealkoholowe stłuszczenie wątroby. Są też tłuszcze nasycone i tłuszcze trans, które są już kojarzone ze wszystkimi jednostkami chorobowymi: od cukrzycy po nowotwory. Ja mówię takim nadzieniom „nie”, ale jeśli jest to zjedzone okazjonalnie, no to nie ma problemu – dodaje Marciszak.
Zdaniem dietetyk oczywiście lepszym wyborem są pączki kupowane w lokalnych cukierniach, które kierują się wieloletnią recepturą. Warto zapłacić więcej, ale postawić na jakość.
Możemy również spróbować „odchudzić” pączki. Wystarczy zwykły cukier zamienić na erytrytol lub ksylitol, a nadzienie zrobić samemu, w domowy sposób. Do smażenia zamiast smalcu możemy użyć oleju roślinnego. Warto też usmażone przez nas pączki odsączyć z nadmiaru tłuszczu.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz