Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
Krzysztof Wielicki swoją miłość do gór odkrył podczas studenckich wędrówek. Na Mount Everest wchodził pół roku po przeszczepie palców u stopy. Nie uzyskał miejsca na pierwszej liście uczestników. Jego udział był przewidziany wiosną. W zimowej eskapadzie zwolniły się jednak dwa miejsca i tak Krzysztof Wielicki otrzymał możliwość udziału w zimowej wyprawie. – Jak się dostaje propozycję wejścia zimą na Mount Everest, to jakby się Pana Boga złapało za nogi. Ja bym nawet zataił, że coś jest ze mną nie tak. Tylko po to, żeby wejść – mówił Wielicki podczas wywiadu dla Telewizji Proart w kwietniu 2019 roku.
Udało nam się porozmawiać z Krzysztofem Wielickim właśnie dziś, gdy mija dokładnie 40 lat od zdobycia najwyższego szczytu na ziemi. – Przez wiele lat to do mnie w ogóle nie docierało, ale może dlatego, że brałem udział też w innych wyprawach. Po drodze było ich jeszcze około 40. Może gdybym zdobył tylko Mount Everest, to bardziej bym świętował, ale w obecnej sytuacji to odeszło jakoś w cień – powiedział w wywiadzie Krzysztof Wielicki.
WYWIAD Z KRZYSZTOFEM WIELICKIM W TELEWIZJI PROART
Zdobycie zimowego szczytu miało ogromny wpływ nie tylko na samego himalaistę spod Ostrzeszowa, ale też dla całej polskiej ekipy. – Gdybym nie zdobył tego szczytu, to nie wiem, jak potoczyłaby się moja kariera. Ale ten sukces dał też wiarę w sukces dla całej ekipy. Później zdobyliśmy jeszcze sześć innych szczytów i chyba ten Everest dał takiego napędu całej ekipie – mówi dziś, kiedy rozmawiamy z nim w 40. rocznicę tamtego sukcesu.
Na szczycie nie wiedzieli nic. Wielicki atakował Mount Everest, mając na nosie okulary spawalnicze. Wynikało to z braku dostępności specjalistycznego sprzętu. Ze względu na życie za Żelazną Kurtyną Wielicki nie mógł pozwolić sobie na zakup profesjonalnych gogli. Wraz z Leszkiem Cichym na szczycie zostawili różaniec od papieża oraz mały, drewniany krzyżyk. – Jeśli ktoś myśli, że wchodzimy po to, by podziwiać widoki, to jest nieprawda. Wchodzi się na szczyt po to, by realizować wyzwanie. Żartowaliśmy między sobą mówiąc: „Zasuwaj, zasuwaj. Widoki to na widokówkach!” – żartował Wielicki.
40 lat temu finansowanie wypraw narodowych nie było łatwe. Taką mógł zorganizować Polski Związek Alpinizmu i to raz na cztery lata. Część kosztów pokrywało wtedy Ministerstwo Sportu. – Finansowali oni jedynie wyprawy narodowe. Pozostałe wejścia na szczyty musiały finansować kluby zarabiając na nie. Tu sponsorów nie było. To było m.in. malowanie, uszczelnianie kominów w Hucie w Katowicach – opowiada Wielicki.
CZYTAJ TEŻ: Mężczyzna z bronią na mszy? Trafił do izby wytrzeźwień
Krzysztof Wielicki ma obecnie 70 lat i nie zamierza rezygnować z górskich wspinaczek. – Wiadomo, że trzeba było sobie trochę obniżyć poprzeczkę, ale to jest pasja, z którą się umiera. Jeżdżę jeszcze na przykład do Ameryki Południowej lub Pakistanu i tam się wspinam – śmieje się.
W głowie Wielickiego jest jeszcze kilka niezdobytych sześciotysięczników, które zamierza „odhaczyć” na swojej liście.
poniedziałek, 17 lutego, 2020
Pamiętam ten dzień ponieważ akurat słuchałem w radio transmisji z konkursu skoków na Olimpiadzie w Lake Placid. Przerwano transmisję było ok. godziny 16 i poinformowano o zimowym zdobyciu Mount Everest. Dziś trudno uwierzyć że minęło już 40 lat , oraz w to że nie było transmisji telewizyjnej .