Grali w osłabieniu od 2. minuty. Tuż przed końcem przegrywali 1:3 grając bez dwóch zawodników. Odrobili straty, ale rzuty karne okazały się gwoździem do trumny. Polacy odpadają z Mistrzostw Świata Socca po meczu z Rumunami, który przejdzie do historii futbolu 6-osobowego.
Do godz. 18:45 w piątek Polacy pewnie zmierzali w kierunku strefy medalowej Mistrzostw Świata Socca rozgrywanych w Omanie. Przeszli Grupę E jak burza, a w piątkowy poranek (polskiego czasu) rozgromili w 1/8 finału Egipt aż 6:0.
To oznaczało wieczorny mecz z Rumunią w ćwierćfinale, a więc o wejście do strefy medalowej. Ekipa z Kamilem Kucharskim w składzie jak zwykle rozpoczęła od mocnego uderzenia, aby szybko przejąć inicjatywę i rozdawać karty na boisku,
„Mocne uderzenie” przybrało jednak wymiar fizyczny, a nie tylko metaforyczny. Jako pierwsi groźną akcję skonstruowali Rumuni. Polacy szczęśliwie nie stracili jednak gola. W międzyczasie doszło do starcia Bartłomieja Piórkowskiego z rywalem w polu karnym Rumunów. Polak uderzył przeciwnika łokciem. Po analizie VAR sędzia pokazał Piórkowskiemu czerwoną kartkę. Ten sam reprezentant Rumunii, który ucierpiał w starciu z polskim zawodnikiem, uderzył z kolei chwilę później Kamila Kucharskiego. Ostrowianin padł na murawę. Sędzia jednak nie zdecydował się ukarać rywala Polaków nawet żółtą kartką.
Biało-czerwoni niemal od początku musieli radzić sobie w osłabieniu. Cofnęli się do defensywy, co wykorzystali gospodarze tego meczu wychodząc na prowadzenie po strzale z dystansu.
Przewaga jednego zawodnika była aż nadto widoczna. Polacy nie potrafili przejąć piłki. Tymczasem rywale umiejętnie z tego korzystali. Biało-czerwoni próbowali kontratakować, ale tutaj niespodziewanym rywalem polskiej ekipy była przyczepność. A właściwie jej brak.
Mimo przeciwności biało-czerwoni nie poddawali się. Impuls dał Norbert Jaszczak, który indywidualną akcją ograł jednego z obrońców, zszedł do środka i strzelił sprzed pola karnego.
Polacy dotrwali do przerwy przy remisie 1:1, ale było widać, że kosztowało ich to mnóstwo sił. Po zmianie stron czekało ich jeszcze kolejnych 20 minut gry i próba wyjścia na prowadzenie nie tracąc gola.
Kolejne minuty były katorżnicze już nie tylko dla Polaków, ale też Rumunów. Biało-czerwoni przyjęli strategię: „przesuwać się, a nie biegać”. To przyniosło efekt w postaci ogromnej bezradności po stronie rywali, którzy nie potrafili oddać celnego strzału i szansy na ustabilizowanie gry obronnej po stronie polskiej reprezentacji. Co rusz biało-czerwoni musieli wybijać piłkę, ale gra w defensywie wyglądała naprawdę dobrze. Ofiarnie grał m.in. Kamil Kucharski, który nawet klatką piersiową odbijał piłkę oddalając zagrożenie od własnej bramki.
Trener Klaudiusz Hirsch starał się rotować składem, aby dać odpocząć najbardziej zmęczonym graczom. Mimo dobrej obrony Polacy jednak popełnili błąd i stracili bramkę w 34. minucie. Chwilę później odpowiedział Adrian Mierzejewski, ale piłka minimalnie minęła bramkę.
Polacy nie mieli już nic do stracenia. Musieli spróbować trafić po raz drugi, aby móc myśleć o rzutach karnych.
Na niespełna 4 minuty przed końcem Kucharski otrzymał od trenera niecodzienną misję – został lotnym bramkarzem. To miało dać więcej opcji w ataku, ale jednocześnie szkoleniowiec zagrał va banque licząc się, że odsłania tyły. Przegrana oznaczała odpadnięcie z turnieju.
Szybko pojawił się kolejny problem. Bartłomiej Dębicki otrzymał żółtą kartkę. Zgodnie z przepisami musiał pauzować przez 2 minuty, czyli… do końca meczu. Rumuni grali więc już w przewadze 2 graczy (6 na 4). Chwilę później podwyższyli prowadzenie na 3:1.
Kto myślał, że wtedy było już po meczu, bardzo się mylił. Piąty bieg włączył Norbert Jaszczak robiąc istne show. Trafił na 3:2, w doliczonym czasie gry. Sędzia jeszcze nie kończył spotkania. Polacy ruszyli. Trybuny oszalały. Kucharski podał do Jaszczaka i w ostatniej akcji meczu Polska wyrównała 3:3.
Sędzia odgwizdał koniec spotkania. Polskie okrzyki zdominowały atmosferę na trybunach. W głowach piłkarzy obu drużyn buzowało. Emocje sięgnęły zenitu.
O zwycięstwie i awansie do półfinału musiały rozstrzygnąć rzuty karne. Te w piłce nożnej 6-osobowej wyglądają inaczej, niż w klasycznej odmianie 11-osobowej. Piłkarze ruszają ze środka boiska i mają 10 sekund na pokonanie bramkarza. Każdej z drużyn przysługują trzy serie.
Rozpoczęli Polacy, a konkretnie Jaszczak. Poślizgnął się jednak i bramkarz rywali obronił jego uderzenie. Rumuni odpowiedzieli golem. Po stronie Polaków jako drugi spróbował Dawid Linca. Nie miał pomysłu jednak na to, by pokonać przeciwnika. Jego strzał także został wybroniony. Do piłki podszedł Iosua Bochis, który dopełnił formalności.
Rumuni wygrali odnosząc historyczny sukces. Jeszcze nigdy nie dotarli do półfinału. Już ćwierćfinał był dla nich ustanowieniem nowego rekordu.
A Polacy? Do Omanu jechali po złoty medal. Mając już na koncie dwa srebrne i jeden brązowy, musieli postawić sobie wyższy cel. Do kraju wrócą z opuszczonymi głowami, bo porażka w tej fazie turnieju nie będzie dla nich powodem do dumy.
Rumunia – Polska 3:3 (k. 2:0)
1:0 – Radu Burciu (8.)
1:1 – Norbert Jaszczak (13.)
2:1 – Vincente Toma (34.)
3:1 – Andronic Razvan (39.)
3:2 – Norbert Jaszczak (40+1.)
3:3 – Norbert Jaszczak (40+2.)
Rzuty karne:
Norbert Jaszczak – obrona bramkarza
Muresan Catalin – gol
Dawid Linca – obrona bramkarza
Isua Bochis – gol
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz