Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
Można powiedzieć, że kończy się pewna epoka. Nieczęsto spotyka się ludzi, którzy przez cztery dekady piastowali funkcję radnego. W tym nielicznym gronie znalazł się Sylwester Kląskała z Chruszczyn – radny Rady Gminy Ostrów Wielkopolski, który przygodę z samorządem rozpoczął bardzo nietypowo.
Był rok 1978. Na spotkaniu przedwyborczym do Gminnej Rady Narodowej miał zostać przedstawiony kandydat na radnego, ale nie dotarł. Wtedy ktoś zaproponował na jego miejsce Sylwestra Kląskałę – 26-letniego wówczas młodzieńca, dla którego wiele samorządowych zagadnień było tajemnicą. – Pracy było co niemiara, bo życie w odległej wiosce wyglądało zupełnie inaczej niż obecnie. Do Chruszczyn nie dojeżdżał autobus, na drogach nie było asfaltu, a o innych zdobyczach cywilizacyjnych mieszkańcy mogli tylko pomarzyć – wspomina radny dziesięciu kadencji.
Pierwsza poważna inwestycja dotyczyła jednak czegoś innego. Najpierw otwarto świetlicę wiejską, a więc miejsce spotkań mieszkańców, które umożliwiało organizowanie imprez i było dobrym miejscem do integracji. Wielkim problemem w tamtych czasach był również brak połączenia autobusowego. Wydostanie się z wioski nie należało więc do rzeczy łatwych. Trzeba było przejechać rowerem 3 km do Daniszyna, gdzie znajdował się najbliższy przystanek. Codziennie tę drogę pokonywały dzieci, idące do szkoły. Nic więc dziwnego, że przyjazd w 1982 roku pierwszego autobusu do Chruszczyn był wielkim wydarzeniem. Dwa lata później powstała wiata na przystanku, którą własnoręcznie postawili mieszkańcy. Zbudowano też pętlę istniejącą do dzisiaj. – W tamtych czasach wiele rzeczy udało się zrobić w czynach społecznych. Ludzie byli chętni do pracy i nikogo nie trzeba było specjalnie namawiać do pomocy. Zresztą tamte czasy to nie tylko czyny społeczne, ale też wieczorki, zabawy, spotkania integracyjne przy przyniesionej we własnym zakresie kawie, herbacie i cieście oraz muzyce z płyty – opowiada.
W społecznym czynie w radzie pracował też sam Kląskała. Przez pierwsze trzy kadencje nie otrzymywał diety, bo takowa nie istniała. Zmieniło się to w 1990 roku. Lata mijały, zmieniały się partie polityczne i sympatie wyborców, a pan Sylwester wciąż trwał na stanowisku. Jak to się robi, żeby niezmiennie przez tyle lat cieszyć się zaufaniem mieszkańców? – Wystarczy być dobrym i przyzwoitym człowiekiem – przyznaje.
Jak mówi, wiele zawdzięcza swojej żonie, która wspierała go przez te lata podczas ciężkiej pracy w gospodarstwie. – Wzięliśmy ślub w tym samym czasie, kiedy zostałem radnym. Wiele razy, gdy wyjeżdżałem, zastępowała mnie w obowiązkach gospodarskich, których przecież nie można było przełożyć – opowiada Sylwester Kląskała.
Radny-rekordzista przez lata cieszył się tak dużym zaufaniem społecznym, że kiedy brakowało chętnych na stanowiska w lokalnych instytucjach, wszyscy kierowali prośby właśnie do niego. W 2016 roku został sołtysem, ale z zastrzeżeniem, że tylko do końca kadencji. Jesienią 2017 roku, po tragicznej śmierci Zygmunta Lubienieckiego, został prezesem Zarządu Gminnego OSP.
Czy doczekamy się kolejnego radnego z tak długim stażem? To zdecydowanie wymaga wytrwałości, poświęcenia i cierpliwości, ale przede wszystkim ludzkiego podejścia do wielu spraw. W samorządach gminnych i małych wioskach nikt nie da się nabrać na piękny uśmiech ani PR-owe triki. W końcu wyborcy znają cię na wylot.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz