Roślinność zaczyna gnić, woda zaczyna cuchnąć. Sprawdzamy, jak wygląda sytuacja w gminie Odolanów w trzecim tygodniu po powodzi.
Rozpoczął się proces gnicia roślinności na terenach zalanych przez wody, które powinny spłynąć Baryczą. Teraz, kiedy ich poziom opada, coraz więcej dostaje się jej do rzeki, a to wywołuje serię nieprzyjemnych zjawisk. – Barycz jest tak zarośnięta, że woda w ogóle nie jest spławna i zatrzymała się na naszych łąkach. Gdyby to trwało np. cztery dni, nie byłoby problemu, bo woda już by spłynęła – wyjaśnia burmistrz Odolanowa Marcin Szorski.
Jak podkreśla, nie można wskazać konkretnego winnego zaistniałej sytuacji, bo za proces gnicia – jego zdaniem – nie odpowiada ani Odolanowski Zakład Komunalny, ani prywatni przedsiębiorcy. Nie ma to – jak podkreśla włodarz – związku także z ewentualnym przedostaniem się ścieków z kanalizacji do rzeki. W tym zakresie również przeprowadzono kontrolę. – Kanalizacja w Odolanowie w 90 proc. jest podciśnieniowa i nie ma możliwości, żeby jakieś zanieczyszczenia komunalne dostawały się do Baryczy. Wręcz przeciwnie. Kiedy zaglądaliśmy do studzienek od kanalizacji deszczowej, to pływały tam ryby, można było też zaobserwować raki. Czyli woda jest bardzo czysta – dodaje.
Burmistrz nie ukrywa natomiast krytyki pod adresem zarządców rzeki: – Nie została ona [Barycz] w odpowiednim czasie wykoszona i przygotowana na to, żeby odebrać taką ilość wody. Woda do Baryczy i Kurochu schodzi z okolic Raszkowa, Ostrowa Wielkopolskiego, gminy Przygodzice. To są te gminy, które zasilają Kuroch i Barycz.
Jak podkreśla, sytuacja mogłaby być jeszcze trudniejsza, gdyby więcej deszczu spadło podczas nawalnej ulewy w sierpniu w okolicach Ostrzeszowa. Natura jednak oszczędziła tamte tereny, a co za tym idzie, także okolice Odolanowa i samo miasto, przez które przepływa Barycz. – Nie zgodzę się też z tym, że to ubojnia drobiu zatruwa wodę. W rowach w jej okolicy jest bardzo niski poziom wody. Występuje tam natomiast cofka z Baryczy – wyjaśnia burmistrz.
Na początku tygodnia doszło do spotkania burmistrzów Odolanowa i Milicza. Obie gminy sąsiadują ze sobą. Przez obie przepływa Barycz, której wody wpadają do Odry na wschód od Głogowa. – Pokazałem mu dokumentację fotograficzną i filmową naszych terenów i to, jak walczyliśmy z powodzią w tym największym, kulminacyjnym punkcie, czyli gdy Barycz miała prawie 207 cm wysokości, a więc o 87 cm przekroczony był stan alarmowy – wyjaśnia.
Wyjaśnił też – jak zdradza w rozmowie z portalem wlkp24.info – że to, co dzieje się w gminie Milicz, to efekt spływającej do Baryczy wody z pól i łąk, która przez ostatnie tygodnie stała na tych terenach. – Wyjaśniłem, że nie ma możliwości zatrucia tej wody w inny sposób – podkreśla.
W minioną sobotę natomiast przeprowadzono badania w obecności straży pożarnej i chemików, które wykazały brak zanieczyszczenia wody substancjami chemicznymi. Stwierdzono śladowe ilości nawozów organicznych.
Strażacy ochotnicy minionej doby napowietrzali wodę. Trwało to 24 godziny. Miało to pomóc w uniknięciu procesu śnięcia ryb ze względu na bardzo małą ilość tlenu w Baryczy. Nie obyło się jednak bez strat w sprzęcie. Od połowy minionego miesiąca (ulewa wystąpiła z 18 na 19 sierpnia) sprzęt strażacki pracował właściwie bez przerwy, co spowodowało, że odmówił posłuszeństwa. Druhowie stracili trzy pompy.
– Mamy też coraz mniej ludzi do pomocy. Wszyscy druhowie to strażacy, którzy są ochotnikami. W czasie trwania akcji przeciwpowodziowej brali urlop w pracy i przychodzili bronić Odolanowa i wypompowywać wodę. Niestety, wielu z nich pokończyły się już urlopy. Nie mamy kogo obsadzać, ale też sprzęt nasz powoli wysiada, a wciąż w śródmieściu prawie wszystkie piwnice są zalane, bo jest tak wysoki poziom wód gruntowych – podkreśla włodarz.
Na szczęście mieszkańcy gminy Odolanów mogą liczyć na sąsiadów, którzy w momencie największego zagrożenia wsparli ich kierując część zastępów z OSP na miejsce. Pomagali też oczywiście strażacy z PSP w Ostrowie Wielkopolskim.
Nie może dziwić zniecierpliwienie mieszkańców taką, a nie inną sytuacją, bo woda w niektórych piwnicach robi się już zielona. – Jeśli mieszkańcy tego potrzebują, nasze jednostki będą jeździć i wypompowywać wodę z piwnic – dodaje Marcin Szorski.
Władze Odolanowa są w kontakcie nie tylko ze strażakami, ale też z sanepidem. Dyrektor tej instytucji podkreślił, że na terenie tego miasta nie ma zagrożenia epidemiologicznego.
Należy jednak zachować pewne środki ostrożności. Dotyczą one m.in. spożywania owoców i warzyw pochodzących w zalanych ogrodów. Najbezpieczniej jest poddać je tzw. „obróbce termicznej”, a więc ugotować, usmażyć bądź upiec, a nie spożywać w surowej postaci.
Po wypompowaniu wody z piwnicy należy ją natomiast dokładnie wyczyścić przy użyciu środków czystości.
Deszcz już nie pada, nadeszła kolejna fala upałów, woda stoi, a mieszkańcy są coraz bardziej zniecierpliwieni i zastanawiają się, jak długo to jeszcze potrwa? Kiedy poziom wody w Baryczy się obniży na tyle, aby mogli znowu normalnie żyć?
Władze Odolanowa i mieszkańcy coraz częściej kierują wzrok w stronę pracowników Wód Polskich. Potrzeba ich działań m.in. w postaci wykaszania koryta rzeki (więcej informacji na ten temat pod linkiem poniżej), ale także wiele zależy w tej sytuacji po prostu od natury i szybkości, z jaką woda będzie przepływać przez ten teren i kolejne jazy.
Zalane piwnice to jednak nie jedyny problem. Coraz większą uciążliwością jest fetor dający się we znaki zwłaszcza o poranku i wieczorem.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz