Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
„Wtorek to dzień kolejnej wizyty nowego właściciela pałacu” – napisał Mateusz Zapart na fanpage’u „Ratujmy pałac myśliwski w Mojej Woli”. Tamtejszy zabytek od lat popada w ruinę. Pisaliśmy o jego sytuacji kilkukrotnie w 2017 i 2018 roku. Nowy właściciel Jerzy Gregorczyk przejął obiekt w 2021 roku i postanowił – przynajmniej w pewnym zakresie – uratować go przed postępującym niszczeniem.
Choć okoliczni mieszkańcy czy sympatycy historii regionu chcieliby, aby jak najszybciej zabytek odzyskał dawny blask, nie jest to takie łatwe. Generalny remont potrwałby bardzo długo, a poza tym w tej chwili nie ma o tym mowy. Co nie znaczy, że w związku z aktualnym stanem technicznym pałacu nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie.
W tym tygodniu właściciel pałacu w Mojej Woli uzgodnił z przedstawicielami urzędu ochrony zabytków plany dotyczące prac, które w najbliższym czasie mają zostać wykonane. Priorytetem jest zabezpieczenie dachu, a dokładnie tych miejsc, w których woda zacieka do wnętrza budynku. – Pierwszy raz od 20 lat jest taki właściciel, z którym można rozmawiać i który stawia się na kontrole i przejmuje inicjatywę. Jestem bardzo pozytywnie do niego nastawiony – mówi portalowi wlkp24.info Mateusz Zapart, kierownik projektu „Moja Wola” i administrator fanpage’a „Ratujmy pałac myśliwski w Mojej Woli”.
Aktywność nowego właściciela jest dobrze oceniana przez osoby walczące o uratowanie pałacu myśliwskiego. Nie bez znaczenia są wydarzenia z przeszłości, które zakończyły się w sądzie. Wówczas proces dotyczący poprzedniego właściciela został umorzony.
W czwartek, 28 października nastąpi rozpoczęcie prac związanych z zabezpieczeniem wybitych okien i zniszczonych drzwi. W środę kupiono potrzebne materiały. Wkrótce rozpocznie się również naprawa dachu. Nie zostanie on jednak wymieniony w całości, ale zabezpieczony, aby nie przeciekał, jak ma to miejsce obecnie. Ostatni remont pokrycia został przeprowadzony w czasach PRL-u. Dlatego teraz ma zostać wymieniona m.in. część deskowania oraz uzupełniona papa, a także braki w betonowych płytkach. Wymienione zostaną również najbardziej zniszczone okucia z blachy. Rynny także zostaną wyczyszczone. – Przez ostatnie 10 lat woda lała się po elewacji wypłukując jej fragmenty do cegły – dodaje.
To jednak nie wszystko, co znajduje się na liście „do zrobienia”. – W tym roku zabezpieczymy też obiekt przed wejściem do środka osób nieuprawnionych. Zostanie oznakowany jako teren prywatny i wejście do środka będzie traktowane jako naruszenie miru domowego – podkreśla Mateusz Zapart.
Niewykluczone, że później zostanie zamontowane oświetlenie budynku, a instalacja odgromowa przejdzie naprawę. Być może w przyszłości będzie można zorganizować ruch turystyczny, ale na razie nie wiadomo, w jakiej dokładnie formie. Zapewne dość ograniczonej w związku z tym, że budynek nadaje się do remontu. Poza tym w środku nie ma praktycznie czego oglądać, bo pałac jest pusty, a część stropów pozarywanych.
To zabytek wyjątkowej klasy. Został wybudowany w latach 1854-1855 jako leśna rezydencja Księcia Brunszwiku – Luneburga i Oleśnicy – Wilhelma Augusta. Zasługuje na miano perły architektonicznej ze względu na elewację wykonaną z kory dębu, co czyni go jedynym takim obiektem w Polsce i tej części Europy.
Kolejnymi właścicielami byli Agnes i Daniel von Diergardt, którzy rozbudowali go w pierwszych latach XX wieku. To wówczas elewacja została pokryta płatami kory dębu korkowego, sprowadzonymi z Portugalii. W latach powojennych wykorzystano walory tego miejsca do utworzenia szkoły leśnej. Budynek i okalający go starodrzew do 2000 roku pozostawał we własności Lasów Państwowych. Po 2000 roku Lasy przekazały go na własność gminie Sośnie z przeznaczeniem na wykorzystanie w celach turystycznych. Samorząd jednak sprzedał obiekt, a kolejni właściciele nie wywiązywali się z nakazów nałożonych przez konserwatora zabytków. Obiekt niszczał coraz bardziej.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz