Odór docierający do okolicznych miejscowości, widmo jeszcze większej rozbudowy i obawy o dalsze życie w gminie Kotlin. W poniedziałek mieszkańcy spotkali się z władzami gminy i powiatu. Przyjechał też właściciel przedsiębiorstwa rolnego, ale odstraszyły go kamery.
Spotkanie na sali wiejskiej w Racendowie miało się odbyć z udziałem właściciela fermy byków w Tokarowie, który jest jednocześnie jednym z najbardziej znanych rolników w regionie. Kiedy dowiedział się jednak, że spotkanie z mieszkańcami będzie rejestrowane przez kamery, odjechał chcąc w ten sposób – jak podkreślił – chronić swój wizerunek. Pozostali jego przedstawiciele, ale na większość pytań okolicznych rolników nie znali odpowiedzi.
Ludzie są przeciwni planowanej rozbudowie fermy bydła, które obecnie przewidziane jest na hodowlę ponad 4 tysiące zwierząt. – Straszny smród przedostaje się w naszym kierunku. Nie możemy otwierać okien, wywieszać prania – mówi mieszkaniec Racendowa. – Niecałe 500 metrów od nas powstaje obora. One są budowane na bieżąco, nie są dokańczane i smród się wydobywa na zewnątrz. Byki nie są poosłaniane tak, jak było w projekcie – dodaje mieszkanka.
To problem, który już dotyczy mieszkańców Racendowa, Tokarowa i okolic. Ale na tym nie koniec. Kolejną sprawą są szczegóły zapisane w dokumentach. – Kiedy inwestor składał dokumenty o pozwolenie [na budowę], wykazywał się w ilościach sztuk. Teraz, kiedy przychodzi do rozszerzenia inwestycji, inwestor podaje to już w DJP, czyli tak, żeby nie kłuło w oczy mieszkańców, wykazuje ilość 6572 DJP. Jest to przelicznik w zależności od wieku sztuki, wagi w zależności od wieku czy to jest cielątko, czy roczny byczek. Ten przelicznik DJP jest zmienny – podkreśla Anna Stefaniak, mieszkanka Racendowa.
Zatem jeśli inwestorowi uda się uzyskać pozwolenie na rozbudowę fermy, będzie mogło znaleźć się na niej nawet 18 tysięcy sztuk bydła. Procedura urzędowa jest jednak na początku drogi. – gdyby nawet wszystkie opinie instytucji, czyli sanepidu, Wód Polskich czy RDOŚ-u były pozytywne, nie mogę wydać opinii negatywnej, bo mogę narazić się na konsekwencje ze strony inwestora – wyjaśnia Mirosław Paterczyk, wójt gminy Kotlin.
W tym wszystkim jest jednak pewna furtka, którą mogą wykorzystać mieszkańcy i rządzący gminą. – Mogą wystąpić zastrzeżenia, które można bardzo usilnie weryfikować, nie wydając stosownej opinii – dodaje włodarz. Wtedy kolegium podejmie decyzję, co dalej, albo wróci ta kwestia do pierwszej instancji, czyli ponownie do rozpatrzenia przez gminę.
Wójt podkreśla, że większego problemu zgłaszanego ze strony mieszkańców nie było do momentu złożenia przez inwestora wniosku o rozbudowę inwestycji. Takie same wiadomości ma starosta Lidia Czechak. – Jeżeli chodzi o zwiększenie inwestycji, to my na chwilę obecną nie prowadzimy żadnego postępowania w powiecie – podkreśla starosta.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz