To nie wyświechtany frazes, że derby rządzą się swoimi prawami. To najprawdziwsza z prawd. Mało jest takich spotkań jak te, kiedy będąc na trybunach czuć emocje, które buzują wśród zawodników, kiedy nie ma odpuszczania nawet na chwilę, nie ma oddawania skrawka boiska. Jak mówił przed meczem Kim Rasmussen – Prawdziwa, męska piłka ręczna – tak też było w sobotnie popołudnie w 3mk Arenie, gdzie Rebud KPR Ostrovia okazała się lepsza od Netlandu MKS Kalisz 25:23.

– Nie powiem Ci, kto wygra, ale na pewno będzie niski wynik – mówił przed meczem dyrektor sportowy Ostrovii – Bartłomiej Tomczak. Jeden z najlepszych strzelców w historii ORLEN Superligi nie mylił się. Nawet jeśli początek spotkania, nie zapowiadał takiego scenariusza, bowiem dobrze dysponowani goście bardzo szybko wyszli na prowadzenie 3:1. W pewnym momencie było już 9:7 dla kaliszan. Wtedy gospodarze pokazali, że nie takie numery z nimi, w ich własnym domu.
Derby zazwyczaj pokazują, że wygrywa ta drużyna, która zachowa więcej zimnej krwi i będzie twardsza. Przede wszystkim w defensywie. Rebud KPR Ostrovia zamurowała swoją bramkę w ostatnich dwunastu minutach, kiedy straciła ledwie jedną bramkę. Biało-czerwoni schodzili na przerwę prowadząc 13:9.
Kryzys musiał przyjść w pewnym momencie. Przyszedł, ale gospodarze bardzo szybko go zażegnali. Dmitrij Smolikow atakując bramkę rywala został uderzony w twarz. Polała się krew. Za czerwoną kartkę boisko musiał opuścić Tomasz Kołodziejczyk. To rozsierdziło gospodarzy, który z dwubramkową przewagę powiększyli do pięciu. Ale przypomnijmy, to są derby. Nie ma miękkiej gry. Goście w ostatnich minutach rzucili na boisko ostatnie siły by dogonić rywala. Mieli szansę na dwie minuty przed końcem spotkania zbliżyć się na dwa trafienia, ale wtedy znów w bramce kapitalnie zachował się Kacper Ligarzewski, który przez całe spotkanie był jedną z wyróżniających się postaci i głosami kibiców został wybrany MVP spotkania.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz