Rebud KPR Ostrovia zadebiutowała w Europie i to jak! Wczoraj w 3mk Arenie biało-czerwoni pokonali wicemistrza Szwajcarii BSV Bern 32:28. Trenera Kima Rasmussena cieszy zwycięstwo, ale jak to perfekcjonista, żałuje że prowadzony przez niego zespół nie zamknął tego meczu w pierwszej połowie, kiedy prowadził już siedmioma bramkami. Kibiców cieszy natomiast, że bohaterami okazali się wychowankowie klubu – Patryk Marciniak i Jakub Zimny.

Kiedy Rebud KPR Ostrovia poznała grupowych rywali w Lidze Europejskiej, było wiadomo, że BSV Bern to jedyny zespół w zasięgu. Pokazały to pierwsze minuty wtorkowego spotkania w 3mk Arenie Ostrów, kiedy gospodarze bardzo szybko przejęli inicjatywę. Twarda defensywa, dzięki której kolejne piłki odbijał Kacper Ligarzewski, szybkie przechodzenie do ataku i na tablicy widniał wynik 8:2. Czas dla trenera Davida Staudenmanna. – W pierwszych dziesięciu minutach mieliśmy duże problemy w ataku, nie mieliśmy w ogóle przyspieszenia oraz sytuacji do zdobywania bramek. Ostrovia w tym momencie wykonała dobrą robotę w obronie, która była trudna do przejścia. Myślę, że nasza obrona też nie była zła, ale potrzebowaliśmy takiej akcji na przełamanie, żeby rzucić coś z kontry. Jeśli nie wejdziemy dobrze w mecz, nie rzucimy szybko kilku bramek wtedy mamy problem – powiedział Staudenmann.
Problemy Szwajcarów trwały do 15 minuty pierwszej połowy. Nie da się ukryć, że w tym momencie pomocną dłoń wyciągnęli gospodarze, którzy zaczęli popełniać proste straty. Od wyniku 14:9 dla Ostrovii, rywal doszedł przed przerwą na 17:14. – To co często dzieje się z tym zespołem, to momenty kiedy wszystko się układa, zaczynamy być kreatywni, a zapominamy żeby zamknąć mecz. Myślę, że mieliśmy w pierwszej połowie taką kontrolę nad grą, żeby wyjść na drugą prowadząc różnicą może ośmiu trafień, może nawet więcej. Ale nie jesteśmy wystarczająco skoncentrowani grając z piłką. Gdzieś to ucieka, podajemy im rękę i zaczynamy połowę od pięciu błędów technicznych w cztery minuty i tracimy pięć bramek. Bo chodzi o to, żeby walczyć i znaleźć drogę wyjść. Ciężko jest też grać przeciwko takiej obronie, kiedy oni tak naprawdę stoją i grasz czterech na czterech. Więc wydaje mi się, że nigdy nie będzie odpowiedniego rytmu kiedy grasz przeciwko takiej defensywie – tłumaczy duński szkoleniowiec Ostrovii.
Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem Rebud KPR Ostrovia 18:14, ale jak wspomina trener Rasmussen już po pięciu minutach drugiej to rywal był na prowadzeniu 20:19. Trener gospodarzy musiał coś zmienić, więc wprowadził do gry Patryka Marciniaka. W bramce Kacpra Ligarzewskiego zmienił Jakub Zimny. To był moment zwrotny. – Mamy bardzo dobre dziesięć minut, kiedy wracamy do gry i pojawią się Patryk na boisku. Ten rodzaj obrony, który pokazał rywal jest właśnie pod niego. Wiem, trochę zwlekałem z wpuszczeniem go na boisko, ale czekałem na ten odpowiedni moment, ponieważ mamy też pewne wyzwania w defensywie, więc kiedy on wchodzi mamy taką małą zagadkę, jak to będzie współgrać. Ale dzisiaj wszedł i dał nam tempo w ataku, więcej energii, wszyscy dali coś od siebie i ostatecznie wygraliśmy – dodaje Kim Rasmussen.
Marciniak pojawił się na boisku, kiedy na tablicy wyników było po 21. Szybko jednak rzucił trzy bramki z rzędu i dał kolejny oddech swojej drużynie. Koledzy w szatni już żartują, że jak trwoga to do Rysia. Rysiu – to boiskowy przydomek Patryka Marciniaka, żeby była jasność.
BSV Bern próbowało jeszcze w końcówce docisnąć pedał gazu i odrobić straty, w bramce był Jakub Zimny, który doskonale rozpoczął spotkanie od obronionej stuprocentowej sytuacji. Później już jakoś poszło. Zakończył z dziewięcioma odbitymi piłkami na 50% skuteczności. Ostrovia do końca kontrolowała wynik.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz