Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
Przekleństwa na meczach piłki nożnej nigdy mi nie przeszkadzały. Stadion to nie teatr – a umówmy się, że wulgaryzmy nie są niczym niespotykanym również w teatrze, literaturze, muzyce czy filmie. Sam prywatnie przeklinam dużo, na meczach jeszcze więcej. Jednak atmosfera derbowych spotkań Ostrovii z KKS Kalisz jest zwyczajnie męcząca. Tam na pierwszy plan wysuwa się zawsze Żyd.
Przed wybuchem II wojny światowej Żydzi stanowili według różnych danych od 30 do 50 proc. ludności Kalisza. Wraz z wkroczeniem nazistów rozpoczęły się przesiedlenia, umieszczanie w gettach, a w końcu holocaust. Mordowano nawet w przerobionych na komory gazowe zapieczętowanych ciężarówkach. I tak Kalisz stał się „Judenrein”.
„Kalisz to wioska, wioska typowo żydowska”; „Dla nas to proste – korzenie macie żydowskie”; „Żydzi, Żydzi, cała Polska was się wstydzi”;
Od kiedy pamiętam, a na piłkę chodziłem od dzieciaka, największą obelgą, jaką można było rzucić w kierunku kaliskiego kibica było nazwanie go Żydem. Nie kur**, nie chu***, ale Żydem. Oczywiście kur**, ch** i je*** to solidne fundamenty, które w przyśpiewkach rozbrzmiewają częściej niż jęki w filmach porno.
Ale to tylko rozgrzewka przed właściwą częścią zabawy, kiedy kaliszanie zaczynają wyzywać ostrowian od bażantów, a ostrowianie odpowiadają Żydami. Nigdy nie rozumiałem, jak można obrażać się na bażanta, i poczuć się obrażony przez nazwanie Żydem. A można do tego stopnia, że w okolicy stadionu policjantów i ochroniarzy jest więcej niż kibiców. Brakuje tylko czołgu.
Ostatnie derby rozgrywane były w minioną środę. Na trybunie siedziałem z kolegą, byłym piłkarzem KKS. Wymienialiśmy uszczypliwości. Raz po raz, za naszymi plecami ożywał fan. Nie ruszała go „jazda z kur****” ani „hej kur** coście tak cicho”. Hasło „Ponad wiek grania – historia warta oddania” nie ruszało go tym bardziej. Za to „… korzenie macie żydowskie” działało za każdym razem: „Juuudee, kurr**, Żydy jeb***”. Czułem się przez pana obrzygany.
Od Ekstraklasy jeszcze odstajemy. Przy derbach Krakowa, czy meczach Legii z Widzewem (na kolejny się za szybko nie zanosi), gdzie w niedalekiej przeszłości kibice radośnie intonowali „Auschwitz-Birkenau, lalalala” albo „Żydzi, Żydzi, Żydzi palą się”, wizyta na Miejskim jest jak herbatka u Perfekcyjnej Pani Domu.
Po wszystkim zawsze dowiesz się, że przyśpiewki nie mają nic wspólnego ze świadomym antysemityzmem. Chodzi tylko o to, żeby „pocisnąć znienawidzony klub”, a „wszyscy kumaci wiedzą o co chodzi”. Bo tak się w części naszego pięknego kraju, i naszego pięknego miasta, przyjęło, że „Żyd” niesie ze sobą duży ładunek pejoratywny. Mnie to męczy, bo na rasizm, szowinizm i ksenofobię od dziecka jestem uczulony.
Wszystkie te hasła szybko podłapują dzieciaki. Tych, chociażby z drużyn juniorskich, na derbach zazwyczaj jest sporo. Nie wiedzą jeszcze, co właściwie oznacza słowo „Żyd”, ale wiedzą już, że coś brzydszego niż „kur**”. I część z nich będzie z tym przekonaniem dorastać.
Na koniec, po pechowo przegranym meczu, wraca normalność. Są podziękowania dla zespołu: „Ostrovia byliście lepsi!”, oklaski, nie ma spięć z policją. Nie chodzi mi to, żeby ze stadionu robić Wersal. Tylko tej normalności mogłoby być trochę więcej. Kreatywnych ludzi, jakimi są kibice, stać na wiele więcej. Udowadnianie sobie, kto jest większą „kur**”, przeplatane przyśpiewkami o Żydach, zamiast derby uatrakcyjniać, coraz bardziej mi je obrzydza.
Przemysław Ciupka
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz