Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
Po serii eksplozji i pożarów wewnątrz reaktorów, w wyniku skażenia substancją radioaktywną, władze Japonii wyznaczyły specjalne strefy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Po siedmiu latach do niektórych z nich powraca życie. Inne ciągle wyglądają jak opuszczone miasta. Choć katastrofę w Fukushimie niektórzy porównują z tą w Czarnobylu, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jak? Wie o tym Krystian Machnik, który kilka dni temu wrócił z Japonii, gdzie na własne oczy widział, jak wygląda życie w sąsiedztwie elektrowni. – Zawsze chciałem zobaczyć, jak wygląda ten teren opuszczony przez ludzi. Przygotowywałem się do tej wyprawy trzy lata. Szukałem osoby, która pomoże mi w komunikowaniu się w Japonii i ułatwi tłumaczenie. Po wielu próbach w końcu trafiłem na Fabiolę Tsugami, Polkę mieszkającą na stałe w Tokio – mówi Krystian Machnik z grupy Napromieniowani.pl. Razem z Adamem Bojanowskim, Dawidem Kruczkiem i Krystianem Machnikiem wrócili właśnie z Japonii.
Tereny związane z elektrowniami atomowymi nie są im obce. Są bowiem stałymi bywalcami w Czarnobylu, gdzie realizowali kilka ciekawych projektów filmowych oraz odpowiadają za organizację wyjazdów do Prypeci, gdzie znajduje się elektrownia.
Cztery godziny lotu do Turcji, przesiadka i kolejne 10 godzin w samolocie do Japonii. – Po całym dniu podróży wreszcie wylądowaliśmy w Tokio. Wieczorem udaliśmy się do miasta w pobliżu strefy skażenia i poszliśmy spać. Taki był plan, żeby następnego dnia rano ruszyć z aparatami i zacząć poznawać ten teren – dodaje.
Rano Polacy pojechali do Fukushimy. Ich kierowcą był Japończyk, który słabo mówił po angielsku. Jak tłumaczą – nie było łatwo się porozumieć. Po dotarciu na miejsce, problemy komunikacyjne zeszły jednak na drugi plan, a ich oczom ukazały się opuszczone od siedmiu lat miasta. – Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to „jak oni sobie szybko radzą”. W Czarnobylu jest zamknięty teren, o który nikt nie dba, a w Japonii skażona strefa jest sukcesywnie zmniejszana. Niektóre sklepy w opuszczonych do niedawna miastach zaczynają działać, część mieszkańców wróciła do swoich domów i prowadzi remonty uszkodzonych w wyniku trzęsienia ziemi domów – relacjonuje Krystian.
Do miasta Namie na północ od elektrowni wróciło już ok. 5 tys. osób. Przed katastrofą mieszkało tam 20 tys. Japończyków. – Słychać tam niesamowity spokój. W niektórych miejscach nie ma żywej duszy. Wiele budynków wygląda na zamieszkałe, choć od lat nikt do nich nie wchodził. Na ulicach i przed domami stoją auta, przy sklepach automaty z napojami. Wszystko wygląda tak, jakby zaraz zza drzwi miał ktoś wyjść na ulicę. Jednak kiedy się przyjrzymy, sygnalizacja mruga na czerwono, przejeżdżające ulicami miasta samochody to rzadkość, budynki są pozamykane i pozarastane roślinnością, która od miesięcy nie była pielęgnowana – opowiada Krystian Machnik.
Krajobraz po awarii w elektrowni Fukushima diametralnie różni się więc od tego w Czarnobylu. Tam opuszczone bloki są pozarastane do tego stopnia, że w miejscu dawnych osiedli znajduje się obecnie las, a wszystko, co dało się ukraść, już zostało splądrowane. W Japonii jest inaczej. – Tutaj żaden Japończyk nie wejdzie do budynku, którego nie jest właścicielem, choćby zostawił drzwi otwarte na oścież – zaznacza.
To samo tyczy się samochodów. – Widzieliśmy plac, na którym stał ciężki sprzęt: koparki, spychacze, podnośniki… Maszyny warte miliony. Odkręciłem korek przy jednej z nich. Bak był pełny. To samo w przypadku agregatu prądotwórczego. Nikt tego sprzętu nie ruszył. Podobnie jak samochodów z kluczykami w stacyjkach. Stoją, jakby ktoś je zostawił tam tylko na chwilę – relacjonuje mieszkaniec Ostrowa.
Do uszkodzonej w 2011 roku elektrowni nie udało się podjechać. Aby się tam dostać, trzeba mieć pozwolenie, o której nie jest łatwo. – To temat na przyszłość. Z daleka widzieliśmy kominy elektrowni. W jej okolicy poziom promieniowania ciągle jest podwyższony. Można go na bieżąco sprawdzać na urządzeniach zasilanych bateriami. My oczywiście mieliśmy też swoje.
Choć wielu ludzi porównuje katastrofy w Czarnobyli z tą w Fukushimie, obie diametralnie się od siebie różnią. W ówczesnym Związku Radzieckim reaktor wybuchł, a chmura radioaktywna zaczęła unosić się do atmosfery. W Japonii kopuła bezpieczeństwa i reaktor są bezpieczne, ale skażenie rozprzestrzenia się przez wody gruntowe. – Japończycy krótko po awarii zdecydowali się zamrozić teren wokół elektrowni ciekłym azotem, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się skażenia. Tym bardziej, że elektrownia jest położona u wybrzeży Oceanu Spokojnego. Były przypadki, że skażenie dotarło do brzegów zachodnich stanów USA – wyjaśnia Kamil.
Grupa Polaków wiele razy przecierała oczy ze zdziwienia, kiedy docierała w miejsca obrane przez siebie jeszcze przed wylotem. – Kiedy robiłem research, rozmawiałem m.in. z ludźmi mieszkającymi w Japonii. Na tej podstawie stworzyłem plan podróży. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dotarliśmy do supermarketu, który kilka miesięcy temu był jeszcze nieczynny, a teraz normalnie prosperuje – opowiada.
Część miasteczek zostało już wyłączonych ze strefy skażenia i wraca do nich życie. – Minęliśmy knajpkę o wymownej nazwie „Atom”. Myśleliśmy, że jest czynna. W środku na stolikach stały kawy, na ladzie były ustawione towary. Chcieliśmy wejść do środka. Podeszliśmy do drzwi i okazało się, że jest zamknięta. Kiedy przyjrzeliśmy się bliżej, widać było, że wszystko jest mocno zakurzone i wyblakłe. Prawdopodobnie, jak była ewakuacja, obsługa zostawiła wszystko i uciekła. I tak zostało do dzisiaj. Tak samo z porzuconymi luksusowymi autami sportowymi z kluczykami w stacyjkach – opowiada z niedowierzaniem w głosie Kamil.
Do „Atomu” wejść się nie dało, ale do opuszczonego supermarketu już tak. Widok w środku też zrobił na Polakach duże wrażenie. Od czasu katastrofy nikt tam nie był. Panowie sięgnęli do zamka, otwarli drzwi i weszli do środka. – Na półkach patelnie, kocia karma, śrubki, wiertła, wyrzynarki, piły, ubrania, materace, alkohole… Część towarów leżała na podłodze. Pewnie po trzęsieniu ziemi. Roztopione lody zalały lodówki, w niektórych częściach smród był okropny, ponieważ część towarów zgniła – dodaje.
Miasteczka wokół elektrowni to prawdziwa mozaika kontrastów. Czynne sklepy przeplatają się z opuszczonymi domami. Remontowane domy kontrastują z zapomnianymi osiedlami. – Przypuszczam, że kiedy przyjadę tu na przykład za pięć lat, to wyznaczone wokół elektrowni strefy znikną całkowicie albo zostaną zmarginalizowane, a miasta odżyją na nowo.
Jak zaznaczają uczestnicy zakończonej niedawno wyprawy, podróż do Japonii była wyjazdem zapoznawczym. Chcieli na własne oczy przekonać się, jak wygląda teren po awarii elektrowni i sprawdzić, na jakiego rodzaju podróże w jej okolicę można sobie jeszcze pozwolić. – Na pewno chcemy, aby kolejne wyprawy były bardziej zaawansowane. Już planujemy wejście do coraz trudniejszych miejsc i uzyskanie kolejnych pozwoleń – zapowiada Krystian Machnik.
Zdjęcia dzięki uprzejmości napromieniowani.pl
czwartek, 12 lipca, 2018
Skoro wykształcony redaktor pisze, to wypadłoby na wstępie opisać sylwetki tych Polaków, skąd są itd itp