Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.
– Kiedyś sobie żartowaliśmy, że jak będziemy siwi i starzy, wtedy usiądziemy na trybunach i będziemy oglądać Spartę w Ekstralidze. A tu się okazuje, że nie mam jeszcze dzieci, a Ekstraliga w Jarocinie już jest – żartował po meczu Mateusz Boruta, jeden z założycieli Sparty Jarocin i aktualny prezes drużyny.
Jeszcze kilka lat temu temat gry w Ekstralidze, a więc w najwyższej klasie rozgrywkowej był poruszany tylko w luźnych rozmowach, żeby nie powiedzieć w żartach. Trzy lata temu rugbiści postawili sobie ambitny cel, że trzeba zrealizować marzenie, które nieśmiało tliło się w głowach wielu graczy tego klubu. Trzy lata temu było blisko, choć niewielu spodziewało się, że sparta po awansie w 2018 roku z II do I ligi od razu postawi sobie tak ambitny cel. W 2019 roku zabrakło dosłownie punktu, a rugbiści długo nie mogli się otrząsnąć, że awans, który mieli praktycznie w ręce, nie stał się rzeczywistością.
Wtedy powiedzieli sobie, że do trzech razy sztuka. Przygotowania do historycznego sezonu, który właśnie dobiegł końca, rozpoczęły się szybciej, niż wstępnie planowano i to na prośbę samych zawodników, którzy uprawiają ten sport nie mając płaconych wynagrodzeń. Podrażnione ambicje Spartan zostały przekute najpierw w ciężką pracę, a następnie w sukces głośno i wyraźnie zaakcentowany na Stadionie Miejskim w Jarocinie.
Zwycięstwo 31:10 nad Rugby Białystok w ostatnim meczu sezonu było okazałe i przypieczętowało historyczny sezon. – W tej edycji rozgrywek tylko jeden mecz przegraliśmy. Właśnie z Rugby Białystok na wyjeździe. Wtedy pojechaliśmy mocno osłabieni. Teraz zawodnicy Sparty musieli walczyć nie tyle o miejsce w pierwszym składzie, co też o ławkę rezerwowych, bo tylu było chętnych i gotowych do gry. To zaprocentowało – mówi Bartosz Włodarek, zawodnik i wieloletni trener Sparty.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz