We wtorek o godz. 20:30 Rebud KPR Ostrovia stanie przed historyczną szansą wywalczenia pierwszego medalu Orlen Superligi. To właśnie wtedy dojdzie do drugiego spotkania z Górnikiem Zabrze. W 3mka Arenie Ostrów, w regulaminowym czasie gry mieliśmy remis i o zwycięstwie zdecydowały rzuty karne, które skuteczniej wykonywali gospodarze. Czy to oznacza, że na Śląsku poprzeczka pójdzie jeszcze wyżej? Niekoniecznie.

Fakty po pierwszym meczu są takie, że Rebud KPR Ostrovia zagrała przeciętnie, a mimo to potrafiła się podnieść, doprowadzić do remisu i wyszarpać wygraną w rzutach karnych. Grając przeciwko jednej z najlepszych drużyn ostatnich lat w całej Orlen Superlidze. Trener Arkadiusz Miszka po pierwszym spotkaniu był wściekły, mówiąc że jego zespół był lepszy, kontrolował grę, a mimo to wyjechał z 3mk Areny na tarczy. Pełna zgoda. Taki jest sport.
Ostrovia jednak musi zagrać swoją piłkę ręczną, pokazać kulturę gry, o której wspomina trener Kim Rasmussen. Popełnić przede wszystkim mniej błędów. Ich w poniedziałek było za dużo.
My trzymamy za słowo Bartłomieja Tomczaka, najbardziej doświadczonego gracza Ostrovii, który przed fazą play-off zdradził swoje marzenie, zamykające jego przebogatą karierę. – Chcę odebrać pierwszy medal dla macierzystej Ostrovii właśnie w Zabrzu, gdzie spędziłem osiem sezonów – mówił w kwietniu.
A to jest do zrobienia, ponieważ Rebud KPR Ostrovia w kończącym się sezonie już wygrywała w Zabrzu, kiedy Górnik był na fali. Wtedy biało-czerwoni przerwali kapitalną serię rywala sześciu zwycięstw z rzędu.
Po tym wszystkim przychodzi jedna myśl do głowy. Jeśli biało-czerwoni zagrali przeciętny mecz, a mimo to pokonali rywala, to co będzie jeśli zagrają bardzo dobrze, czyli tak jak przez większą część sezonu 2024/2025.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz