DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst
DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst

Zdecydowały rzuty karne. Będzie trzeci mecz w Ostrowie Wielkopolskim!

Sporo siwych włosów przybyło nam wszystkim na głowach po środowym drugim meczu ćwierćfinałowym Orlen Superligi. Rebud KPR Ostrovia była bardzo blisko zamknięcia rywalizacji i spełnienia swojego największego marzenia, czyli gry w półfinale. O wszystkim zdecydowały jednak rzuty karne. PGE Wybrzeże Gdańsk okazało się w serii siódemek i do wyłonienia zwycięzcy w tej parze potrzebny będzie mecz nr 3 w Ostrowie Wielkopolskim.

Przed pierwszym gwizdkiem sędziów środowego meczu obaj trenerzy prowadzili małą gierkę psychologiczną. Kto jest w lepszej sytuacji i na kim ciąży większa presja. Ostrovia prowadząc w serii 1-0 miała margines błędu i w przypadku przegranej jeszcze jedną szansę do zamknięcia rywalizacji. Wybrzeże było w innej sytuacji. Przegrywając kończyły się marzenia o półfinale. Stąd bardzo dobry początek, nawet prowadzenie trzybramkowe. KPR grał jednak konsekwentnie, akacja po akcji odrabiając straty. Jeszcze przed przerwą czerwoną kartkę otrzymał Nejc Zmavc, co było dobrym sygnałem dla gości.

Nejc Zmavc to taki Krzysztof Misiejuk Wybrzeża Gdańsk. Od niego najwięcej zależy w defensywie, chociaż nie zawsze, co pokonał środowy mecz, bowiem gospodarze na początku drugiej połowy, w którą weszli przegrywając jedną bramką mieli problemy przede wszystkim w ataku. Zespół prowadzony przez Patryka Rombla nie potrafił rzucić bramki przez 16 minut, co rzadko spotyka się w piłce ręcznej. Po części zasługa w tym Sandro Mestricia, ale też bezradności gospodarzy.

I tutaj clou całej sprawy. Rebud KPR Ostrovia nie wykorzystała w pełni bezradności PGE Wybrzeża Gdańsk. Kwadrans przed końcem spotkania goście prowadzili różnicą czterech bramek, a mogli w tym czasie dopiąć formalności, odskoczyć na wyższą przewagę i zamknąć mecz. Nie zrobili tego. Zaczęły się nerwy.

Ostrovia już przegrywała w drugiej połowie, ale potrafiła wrócić do meczu. Miała wszystko w swoich rękach. Przy prowadzeniu 26:25 rozgrywała akcję, która zakończyła się w najgorszy z możliwych sposobów. Kamil Adamski trafił w bramkarza, piłka się odbiła i w ferworze walki przejął ją Przemysław Urbaniak. Wcześniej był gwizdek sędziów, którzy mogli w tej sytuacji pokazać czerwoną kartkę zawodnikowi Ostrovii i wskazać na rzut karny. Mogli nie musieli. Ionut Stanescu pokonał Mestricia, były kolejne karne i przegrana biało-czerwonych.

Napisz do autora

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz