DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst
DODAJ MATERIAŁ dodaj wideo, zdjęcie, tekst

Ten artykuł jest wyświetlany w trybie archiwalnym, co może skutkować nieprawidłowym wyświetlaniem niektórych elementów.

Oczyma wyobraźni. Jak wygląda życie w ciemności?

Pan Wojciech nie widzi blisko 10 lat. Wzrok odebrała mu cukrzyca. Stopniowo musiał zacząć przyzwyczajać się do myśli, że lada dzień przed oczami zobaczy ciemność i nic więcej. Nie zobaczy swoich córek, żony, wnuków. Będzie też musiał nauczyć się żyć na nowo.

Misja pierwsza – wycieczka do piekarni

Tracisz wzrok i nagle najprostsze rzeczy stają się dla Ciebie wyzwaniem. Takie jak na przykład pójście do piekarni po chleb. Kiedy jeden zmysł przestaje działać, wyostrzają się inne. Słuch i węch stają się lepsze. – Poruszam się o lasce i to na niej polegam. To taka moja trzecia nogaśmieje się Wojciech.

Droga kilka przecznic dalej staje się czasami o wiele dłuższa niż przypuszczamy. – Chodniki na mojej ulicy to istna tragedia. Są nierówne, dziurawe, o niektóre z płyt można się potknąć i przewrócić. Oczywiście część z nich jest remontowana, ale te na ulicy Matejki nie były dotykane od 20 lat – komentuje.

Pasów nie widać, więc jedyną możliwością przedostania się na drugą stronę ulicy, jest albo czekanie na kierowcę, który widząc niewidomą osobę, wysiądzie z samochodu i przeprowadzi lub na przechodnia, który wyciągnie pomocną dłoń. Opcja druga to dostanie się na przejście, przy którym zamontowane są światła. I tu pojawia się problem. – Ja nie widzę, czy to światło jest czerwone, czy zielone. Niektóre dają znać dźwiękowo, ale „pikają” z każdej strony i nie jestem pewien, czy dotyczy to mojego przejścia. Przy takim ruchu samochodowym też ciężko jest cokolwiek usłyszeć – wylicza Wojciech. – Dużym ułatwieniem byłoby zamontowanie dla nas głosu, który mówiłby głośno i wyraźnie: „światło czerwone” lub „światło zielone” – dodaje.

Sporym problemem bywają też przeszkody wyrastające tuż przed nosem. Dosłownie. Na przykład ze środka chodnika. – Znaki drogowe w niektórych miejscach są bardzo dziwnie rozstawione. Czasami wyczuwam je laską po lewej stronie przy ulicy, czasami po prawej przy posesjach. Ale zdarza się też tak, że znak wyrasta z płyty chodnikowej. Ile guzów już sobie nabiłem, to nie zliczę – żali się Wojciech.

Misja druga – wycieczka autobusowa

Osoba niewidoma nie musi zamykać się w czterech ścianach. Komunikacja miejska otwiera się na niepełnosprawnych. O ile problemu nie stanowią same pojazdy, to napotyka się je ze strony drugiego człowieka. – Elektryczne autobusy to rewelacja. Zauważyłem już różnicę. Na początku system głośnomówiący był bardzo cichy. Teraz chyba to naprawiono, bo słychać bardzo wyraźnie. Dla nas, niewidomych to nieoceniona pomoc. Wiem, w którym miejscu się znajduję, do którego przystanku zaraz dojedziemy – wymienia. Jak twierdzi nasz rozmówca – wszystko zależy od człowieka i jego podejścia do sprawy. – Większość kierowców zawsze pomoże, zapyta, na którym przystanku chcę wysiąść i kiedy dojeżdżamy, poinformuje mnie o tym. 

Mają też miejsce nieprzyjemne sytuacje, kiedy to niezadowolony kierowca wytyka Wojciechowi, że nie podróżuje z przewodnikiem. Wtedy niepełnosprawny szybko znajduje obrońców wśród innych pasażerów autobusu.

System głośnomówiący zamontowany jest także przy elektronicznych tablicach stojących przy przystankach autobusowych. Jest jednak jeden aspekt, który jeszcze bardziej poprawiłby komfort jazdy osobom niewidomym. – System głośnomówiący powinien być zamontowany w każdym z pojazdów. Byłoby o wiele łatwiej. Nie zawsze trafi się na autobus elektryczny. Ciągle należą one do mniejszości – mówi Wojciech.

Misja trzecia – doszukać się w ludziach empatii

Choć Wojciech należy do grupy niewidomych, którzy nie potrzebują większej pomocy, zdarza się czasem, że bez pomocnej dłoni lub zdrowej pary oczu, nic nie zdziała. – Kiedy znajduję się w nowym miejscu i nie mam orientacji w terenie, zdarza mi się poprosić o pomoc. Często ludzie mijają mnie i udają, że nie istnieję – przyznaje.

Osoba niewidoma doskonale słyszy. Wie, kiedy ktoś się zatrzymuje, kiedy ktoś odchodzi, a kiedy ktoś po prostu go mija. – Oni pewnie sobie myślą: „Przecież on nie widzi, to skąd ma wiedzieć, że przechodzę obok?” Otóż słyszymy i to bardzo wyraźnie – śmieje się Wojciech i dodaje: – Dawniej zdarzało się, że ludzie mieli pretensje, gdy trąciłem ich laską. Całe szczęście teraz już nie spotykam się z czymś takim.

Świadomość ludzi wzrasta i to cieszy. Coraz częściej spotyka się takich, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli podchodzą do osoby niewidomej i proponują pomoc, np. w przejściu na drugą stronę ulicy. Nawet podprowadzą w konkretne miejsce! – Do tego chyba trzeba dojrzeć – stwierdza Wojciech.

Niewidomi też chcą żyć normalnie. W społeczeństwie wciąż brakuje empatii. Najlepszy sposób, by przekonać się, jak to jest być niewidomym? Zamknąć oczy i obrać drogę do łazienki. Banał zmieni się w prywatny Mount Everest.

Napisz do autora

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dołącz do dyskusji
Dodaj swój komentarz